🪸 Dlaczego Bóg Zabiera Nam Najbliższych

Nie można w sposób odpowiedzialny powiedzieć, że Bóg chce, byśmy cierpieli. Wolą Bożą jest, byśmy właśnie w cierpieniu i mimo niego dochowali Mu wiary i miłości. Chce, byśmy z powodu cierpienia i zła, które nas doświadcza, nie stoczyli się w jego otchłań, ale nawet wobec wrogów i krzywdzicieli zachowali życzliwość, tak
( J 1, 38) Bracia i ojcowie, chciałbym zacząć od podziękowań, w imieniu własnym i licznych wierzących, dla was za posługę, którą pełnicie dla dobra ludu Bożego. Dziękuję za to, że pokazujecie nam, jak zanurzać serce w Ewangelii, odkładając w tych dniach wszystko inne na bok, by słuchać naszego Mistrza. Pewne żydowskie powiedzenie mówi, że na początku Bóg stworzył znak zapytania i umieścił go w sercu człowieka. Obraz znajdujący się na początku broszury wprowadzającej do naszych rekolekcji, naczynie z wonną oliwą w rękach kobiety, naprawdę jest symbolem pytania: szczelne naczynie niczym zamknięta szkatułka, które trzeba kochać i ostrożnie otwierać. Pytania zawierają skarby, otwierają przed nami objawienie. Co roku papież Franciszek na kilka dni porzuca obowiązki nauczyciela, aby stać się uczniem i razem ze swoimi współpracownikami słuchać rekolekcji. Po raz kolejny Wydawnictwo WAM prezentuje duchowe rozważania, które przygotowywały papieża do Wielkiego Postu oraz najważniejszych chrześcijańskich świąt Wielkiej Nocy. Ermes Ronchi, znany włoski kaznodzieja, którego w Aricci słuchał Ojciec Święty, zamiast udzielać gotowych odpowiedzi, raczej zadaje pytania. Mówiąc ściśle - przypomina zbawcze pytania Jezusa Chrystusa, których jesteśmy adresatami. W ciągu kilku najbliższych dni, które spędzimy razem, proponuję zatrzymać się i wsłuchać w Boga zadającego pytania. Przestać Mu zadawać pytania i pozwolić, aby to On nam je zadawał. I zamiast w biegu poszukiwać odpowiedzi, zatrzymajmy się, aby dobrze przeżyć pytania. Nagie pytania Ewangelii. Pokochać pytania, już same w sobie są objawieniem. Zastanawiamy się, jak spotkać Pana. Pozwólmy, aby to On wszedł w relację z nami poprzez swoje pytania, które przynoszą w życiu zarówno pocieszenie, jak i strapienie. Pytanie cię rozbraja, a potem czyni cię głównym bohaterem, jak żadna inna forma dialogu, stajesz się wolnym uczestnikiem dialogu, którego wynik pozostaje otwarty. Kształt znaku zapytania przypomina haczyk na ryby, który Ewangelia zarzuca w nas, aby nas złapać, przyciągnąć ku sobie, aby nas „złowić” i niczym pisciculi Domini (Tertulian) wyciągnąć na powietrze ku światłu, ku nawróceniu. Kształt pytajnika przypomina również szpon orła, który cię chwyta, zabiera ze sobą i już nigdy cię nie wypuści. Przypiera cię do muru. Podobnie dzieje się z prawdą: nigdy nie możesz jej posiąść, ale możesz pozwolić, aby ona posiadła ciebie. Pierwsze pytanie to to, od którego Jezus rozpoczyna swoją publiczną działalność. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu. (...) Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zob aczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży”. Dwaj uczni owie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „Czego szukacie?” Oni powiedzieli do Niego: „Rabbi! — to znaczy: Nauczycielu — gdzie mieszkasz?”. Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. ( J 1, 28. 35-39)2Ktoś spośród nas, nasz wspólny znajomy ma przynieść Dobrą Nowinę, ma przekazać objawienie, które zaczyna się prostym pytaniem: „Czego szukacie?”. To nie nasza odpowiedź, ale nagie pytanie jest słowem Bożym wkraczającym i działającym w nas niczym ręka, która otwiera nowe drogi, uczy nas oddychać. Ręka, która towarzyszy narodzinom. Na początku, trzeciego dnia nauczania, nad brzegiem Jordanu, a potem innego trzeciego dnia nowego początku, w ogrodzie z Marią Magdaleną, Jezus pojawia się, zaczynając rozmowę dokładnie tymi samymi słowami: „Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?” (J 20, 15). Powtarza je każdemu, kto chce zaryzykować dla Niego serce. W czasowniku „szukać” umieszcza definicję człowieka: jesteśmy stworzeniem, które pyta i poszukuje, stworzeniem, które pragnie. Jesteśmy poszukiwaczami złota zrodzonymi z tchnienia Ducha Świętego. Pytania, tak bardzo ludzkie, słowa wypowiadane przez dzieci, często ich pierwsze słowa, są jak spragnione i wygłodniałe usta, przez które w naszym życiu wyrażają się pragnienia, przez które oddychamy i jemy, którymi całujemy. Gdyby Bóg w jednej ręce zaproponował mi całą prawdę, a w drugiej pytania o prawdę, wybrałbym rękę, w której jest poszukiwanie (Gotthold Ephraim Lessing). Tę, w której są pytania i wyzwania, zdziwienie i pocieszenie, gdzie otwierają skrzydła moi aniołowie niosący zwiastowanie. Zobaczmy, jak wszystko na świecie się zmienia. Żyjemy, ponieważ w naszej fizyczności i w naszej psychice, we wszystkim tym, co stanowi naszą ludzką rzeczywistość, następują ciągłe przemiany. W dniu, w którym moje ciało się zatrzyma, przestanę żyć... Ciarki człowieka przechodzą na samą myśl o tym, że nie czeka nas już nic innego niż istnienie, w którym mielibyśmy powtarzać to samo, co robiliśmy zawsze. Pytania otwierają nas na to, co nowe. Są niespodziewanym darem, manną dla naszego pielgrzymowania do ziemi obiecanej. „Nazajutrz rano warstwa rosy leżała dokoła obozu. Gdy się wars twa rosy uniosła ku górze, wówczas na pustyni leżało coś drobnego, ziarnistego, niby szron na ziemi. Na widok teg o Izraelici pytali się wzajemnie: «Co to jest?» — gdyż nie wiedzieli, co to było. Wtedy powiedział do nich Mojżesz: «To jest chleb, który daje wam Pan na pokarm»” (Wj 16, 13-15). Nazwa manna to pytanie: man hu? co to jest? Człowiek ma w sobie dar złożony przez Boga, mannę pytań. Dostajemy na pokarm codzienną porcję znaków zapytania, które są chlebem dla serca i ducha, manną na długą podróż. Rainer Maria Rilke w Listach do młodego poety3 zachęca swojego rozmówcę, aby dobrze przeżywał pytania, aby nie biegł od razu od drzwi do drzwi, od książki do książki, od nauczyciela do nauczyciela w poszukiwaniu odpowiedzi. Należy kochać pytania, pozwolić im działać we własnym wnętrzu, aby odpowiednio dojrzały. My również w tych dniach chcemy pójść za radą Rilkego, dobrze przeżywać Jezusowe pytania, które są słowem Bożym w postaci wędrówki. Otwierają drzwi, wyznaczają ścieżki w sercu. Odpowiedzi definiują, pytania sugerują. Definicje zamykają, znaki zapytania zapraszają w dalszą drogę. Pytania są młode niczym niekończący się poranek. Jezus wychowuje do wiary poprzez pytania bardziej niż poprzez zdania twierdzące. „To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił” (Mt 13, 34). Jednak obok przypowieści ewangeliści przytaczają inną technikę komunikacji Mistrza: właśnie pytania. Podsumowując, powiedzmy, że cztery Ewangelie przytaczają 37 przypowieści (powtórzonych w 49 kontekstach) oraz ponad 220 pytań zadanych przez Pana i skierowanych do uczniów, ludzi chorych, cudzoziemców, przyjaciół i wrogów. Pytanie to komunikat nieagresywny, który nie zmusza drugiego do milczenia, ale rozpoczyna dialog, angażuje rozmówcę, a jednocześnie pozostawia go wolnym. Sam Jezus jest pytaniem. Jego życie i śmierć rodzą w nas pytania o ostateczny sens rzeczy, o to, co czyni życie szczęśliwym. Odpowiedzią jest On sam. Poprzez to proste pytanie: „Czego szukacie?” Jezus daje do zrozumienia, że czegoś nam brakuje. Poszukiwanie rodzi się z poczucia niedostatku, z doświadczenia pustki, która domaga się wypełnienia. Dwaj uczniowie, którzy wyruszają w drogę za Jezusem, nie zadowolili się tym, co mieli, nie wystarczała im wygoda duchowa, to, że są uczniami wielkiego proroka Jana. Nie powiedzieli sobie: jest ok, mamy najlepsze, co może być, ale: potrzebujemy czegoś więcej. W tym sensie są mistrzami życia duchowego. Błogosławieni niezadowoleni, albowiem oni staną się poszukiwaczami skarbów. Czego ja potrzebuję? Czego mi brakuje? Czy brakuje mi szczęścia? Utraciłem świeżość powołania, to, co Ozeasz nazywa miłością „jak za dni swej młodości” (por. Oz 2, 16-17). Brakuje mi fascynacji Bogiem? „Czego szukacie?” Pan kieruje te słowa również do nas, zebranych teraz w tej sali: Po co tu przyszliśmy? Czego w najbliższych dniach chcemy szukać? Zwracając się do mnie, Pan nie pyta o moją kulturę, moje umiejętności, moją teologię, ale o moje człowieczeństwo. Na pytanie o to są w stanie odpowiedzieć wszyscy — słabi i silni, uczeni i prostaczkowie, świeccy i duchowni. Wszyscy są równi wobec tych słów, przez które Jezus pozwala mi nawet na niepewności i wątpliwości. Mam prawo być słaby, inaczej nie miałbym nawet prawa się modlić, prosić Mocnego o pomoc, wołać: „skało moja” (2 Sm 22, 3). Tym pytaniem Jezus nie zwraca się do twojej inteligencji, woli czy emocji. Nauczyciel serca zwraca się przede wszystkim do twojego pragnienia i swoimi świętymi dłońmi sięga do wnętrza najgłębszej tkanki twojego istnienia. „Czego szukacie?” to znaczy: Jakie jest twoje największe pragnienie? Czego najbardziej pragniesz od życia? Jezus przybywa, aby ewangelizować nasze pragnienia, jest prawdziwym nauczycielem, egzegetą i tłumaczem naszych pragnień, uczy nas nie zadowalać się, uczy nas głodu nieba, uczy nas pragnąć „kęs więcej” (Luigi Ciotti), podczas gdy tak wielu wokół nas podszeptuje: dotarłeś do celu, ciesz się, przecież uczyniłeś już tyle dobra... Jezus ocala wielkość naszych pragnień, ocala nasze pragnienia od depresji, od minimalizmu, od banalizacji. Staje się manną na naszych pustyniach. Czyni to poprzez małe wyrażenie, które często pojawia się w Ewangelii: „bądźcie jak”: jak Ojciec, jak niebo, jak Chrystus. Otwiera przed nami najszersze horyzonty. Jaki smak miała manna? Mędrzec odpowiada: taki, jaki każdy lubił, smak pragnienia dla każdego inny. Pragnienie jak manna, chleb pustyni. Jezus nie prosi najpierw o wyrzeczenia i ofiary, nie prosi o to, aby człowiek złożył siebie na ołtarzu obowiązku lub trudu. Prosi przede wszystkim o to, aby człowiek wszedł do głębi serca, aby je poznał, zrozumiał to, czego najbardziej pragnie, to, co czyni go szczęśliwym, to, co dzieje się w jego wnętrzu. Prosi, by słuchać serca. Aby je objąć. Aby przyłożyć usta do źródła serca i pić (święty Bernard). Ojcowie nazywają to powrotem do serca, reditus ad cor. Bóg nie patrzy na to samo, na co patrzy człowiek. Ludzie patrzą na pozory, a Bóg „patrzy na serce” (1 Sm 16, 7). To, co egzegeci nazywają „złotą zasadą” (czyń innym to, co chcesz, aby inni czynili tobie, por. Łk 6, 31), działa w sposób następujący: zrozumiesz, co dawać innym, dopiero kiedy zrozumiesz, czego pragniesz dla siebie. Naucz się dawać innym to, co dobre dla ciebie. Dobre słowo, szczery uśmiech, uścisk dłoni człowieka, a nie roztargnionego urzędnika. Chcesz dla siebie miłosierdzia, szacunku, zrozumienia, chcesz, aby nie przywiązywano wielkiej wagi do twoich błędów, aby nie mówiono o tobie za twoimi plecami? Dawaj to innym! Ale możesz to robić, jeśli tylko najpierw wsłuchasz się w pytania serca. Cudowne podsumowanie prawa: Wróć do serca! Jezus zadaje wiele innych pytań dotyczących pragnień: „Co chcesz, abym ci uczynił?” (Mk 10, 51), „Co chcecie, żebym wam uczynił?” (Mk 10, 36). Trędowatemu łatwo odpowiedzieć, dla niewidomego z Jerycha odpowiedź jest oczywista. Jakub i Jan marzą o władzy, jeden chce zasiąść po prawej, a drugi po lewej stronie Pana. A ja o czym marzę? Może nam pomóc modlitwa biblijna, która wzywa Pana Boga. Znajduje się w Pierwszej Księdze Królewskiej (3, 5-15). Młody Salomon, w noc przed wstąpieniem na tron, usłyszał we śnie te słowa: „Proś o to, co mam ci dać”. Wzrusza mnie myśl, że również do mnie Bóg zwraca się tymi słowami: proś Mnie o to, czego chcesz, a Ja ci to dam. Czuję poruszenie w sercu: O co mam prosić Boga, gdzie jest mój skarb? Jakie jest moje najgłębsze pragnienie? Tej nocy Salomon prosi o swój skarb: „Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku”, daj mi serce, które słucha. Bóg jest zaskoczony, zdziwiony, oczarowany: „Ponieważ poprosiłeś o to, a nie poprosiłeś dla siebie o długie życie ani też o bogactwa, i nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół, ale poprosiłeś dla siebie o umiejętność rozstrzygania spraw sądowych, więc spełniam twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne”, a także to, o co nie prosiłeś. Bez takiego serca nie możesz rządzić ani swoim domem, ani biurem, ani małą czy dużą parafią, ani swoim światem wewnętrznym. To wielki dar, o który zawsze trzeba prosić, by móc słuchać Boga i krzyku Abla, by słuchać nieba i ziemi, aniołów i przypowieści, by słuchać piękna ziemi i muzyki stworzenia, głosu małych i ubogich. Również Samuel mówi: „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha” (1 Sm 3, 9-10) — rozpoznaje Boga poprzez słuchanie w pierwszą z wielu nocy. Najważniejszą posługą dla Boga i ludzi jest słuchanie. Słuchać to nie to samo, co słyszeć. Słyszeć to fakt zmysłowy, słuchać to fakt wewnętrzny. Sztuka słuchania: jak dzieci, które słuchają oczami. Jak zakochany słuchający całym sobą. Czego szukam? Właśnie to pytanie, a nie żadne inne, otwiera serce. Co mam robić? Jaki mam być? Nie: co muszę albo czego nie mogę, ale: kim jestem, co żyje we mnie, co dzieje się w mojej witalnej przestrzeni? W tradycji monastycyzmu wschodniego przełożony nowicjatu gromadzi nowicjuszy i po długiej chwili milczenia pyta każdego z nich: Jaki obraz najczęściej pojawia się w tobie? Nowicjusz, przyzwyczajony do bezwarunkowej szczerości, odpowiada: zawsze śni mi się stragan mojego ojca. A na to nauczyciel: a zatem twoim zadaniem w życiu na teraz jest wrócić na targowisko, otworzyć stragan i sprzedawać orzechy, a nie siedzieć tutaj i być mnichem, ponieważ jeśli zostaniesz, będziesz sprzedawał święte obrazki. Ktoś inny odpowie: marzy mi się, żeby mieć rodzinę, kobietę... Nauczyciel odpowiada mu: a zatem twoim zadaniem jest teraz wrócić w radości do życia, spłodzić dzieci, Bóg tego właśnie chce od ciebie... Jeszcze inny odpowie: pragnę życia w ciszy, pragnę odnaleźć światło, które pojawia się w chwili, kiedy nasz duch traci poczucie własnego ja, zatapia się w oceanie pokoju i światła, którym jest sam Bóg — wschodnie wyobrażenie o komunii z Bogiem. Wtedy nauczyciel odpowiada: ty zostałeś stworzony do bycia mnichem. Odpowiedź na to, co w pytaniu Jezusa zdaje się skoncentrowane w jednej chwili, w tchnieniu zaledwie dwóch słów, zazwyczaj zajmuje w życiu wiele lat. Wspaniałą odpowiedź daje święty Benedykt: „Tego, kto stuka do bram klasztoru, zanim zostanie przyjęty, trzeba zostawić na jakiś czas przed bramą, a potem zapytać go si revera Deum quaerit”, czy naprawdę szuka Boga. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli. Jednym z najpiękniejszych i moich ulubionych sformułowań z Katechizmu Kościoła Katolickiego jest „Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli”4, Deus sitit sitiri, Bóg pragnie naszych pragnień. Martin Buber przytacza jedno z opowiadań chasydzkich: „W Ropczycach, gdzie mieszkał rabbi Naftali, ludzie bogaci, których domy stały samotnie lub też na przedmieściu, najmowali strażników, aby nocą pilnowali ich dobytku. Kiedy pewnego wieczora rabbi Naftali przechadzał się pod lasem okalającym miasto, spotkał — takiego właśnie — tam i z powrotem chodzącego strażnika. «Dla kogo tak wędrujesz?» — zapytał. Strażnik odparł pytaniem na pytanie: «A dla kogo ty wędrujesz, rabbi?». Słowa te ugodziły cadyka niby strzała. «Jeszcze nie wędruję dla nikogo» — wyrzekł z wielkim trudem i długo kroczył w milczeniu obok chodzącego tam i z powrotem strażnika. «Czy chcesz zostać moim służącym?» — zapytał wreszcie. «Chętnie — odparł tamten. — Co mam czynić?». «Będziesz mi przypominał [swoje pytanie]» — rzekł rabbi Naftali”5. Stróż zadaje rabbiemu kluczowe pytanie: Dla kogo tak wędrujesz? Kto lub co porusza twoim życiem? Może my też, postawieni przed takim pytaniem, na początku potrzebujemy chwili ciszy. Czy aby na pewno łatwa odpowiedź: chodzę dla Boga, dla Jego Ewangelii — jest najprawdziwsza? Trzeba nam pokochać pytanie: Kto jest panem i nauczycielem naszego życia? Kto decyduje o tym, co będziemy robić, a czego nie? To bardzo ważne, by ktoś nam często przypominał: A ty dla kogo tak wędrujesz? Jaka logika nami kieruje? Ja jako pierwszy pytam samego siebie: Dlaczego tutaj jestem? Dla kogo wędruję w tym tygodniu? Z próżności, bo przecież to wielki prestiż głosić kazanie przed wami? Czy może po to, aby świadczyć o Ewangelii, która daje mi radość i siłę? Każdy może zapytać samego siebie: Dlaczego uczestniczę w rekolekcjach? Dlaczego musiałem tu przyjść? Z poczucia obowiązku? Żeby nie było wstydu (może przed Ojcem Świętym)? A może jak święty Benedykt pytajmy, dlaczego revera Deum quaero, dlaczego szukam Boga? Czy szukam Boga, który jest tlenem, „któremu na imię radość, wolność i pełnia” (Marina Marcolini), w którym mogę rozkwitnąć? Boga, który jest dla mnie tym, czym wiosna dla kwiatów (Giuseppe Centore). Podobnie jak płomień szuka w powietrzu źródła dla swojego żywiołu, tak nasza dusza szuka Ciebie, swojego jedynego źródła żywiołu, swojego początku i końca. Wszystko zaczyna się od powrotu do serca, które słucha, od powrotu tam, gdzie nie mają znaczenia stanowiska, tytuły, urzędy, tam, gdzie jesteś żywy tak jak twoje pragnienie, gdzie masz tyle siły, ile mają twoje ideały. Soren Kierkegaard twierdzi: „życie wiary cechuje nieskończona pasja”. Pasja dla życia i dla Tego, który jest jego źródłem. Nawet wiara, nadzieja, miłość nie są ideami: albo są pasjami i namiętnościami, albo stają się niczym. Wszyscy rodzimy się jako byty namiętne. Nasze życie nie posuwa się naprzód dzięki rozkazom czy zakazom, ale za sprawą namiętności. Nie postępuje poprzez akty woli, ale poprzez fascynacje. Nie idzie naprzód poprzez obowiązki, ale poprzez uwodzenie. A namiętność rodzi się z piękna, gdy tylko człowiek je zobaczy. Namiętność do Boga rodzi się z odkrycia piękna Chrystusa. Bóg pociąga mnie nie dlatego, że jest wszechmogący, nie uwodzi mnie, ponieważ jest wieczny lub doskonały, za te rzeczy można Go podziwiać, a nawet być Mu posłusznym, ale nie kochać. Bóg uwodzi mnie poprzez twarz i historię Chrystusa, człowieka o życiu dobrym, pięknym i błogosławionym, człowieka wolnego jak nikt inny i kochającego jak nikt inny. On jest Dobrą Nowiną, która mówi: można żyć lepiej, każdy może. A Ewangelia ma klucz do lepszego życia, strzeże jego tajemnicy. „Jestem zmęczony mówieniem: Bóg — pisał Blaise Pascal — ja chcę Go czuć”6. Szukam Boga wrażliwego na serce, Boga, który uszczęśliwia serce, który ma na imię radość, wolność i pełnia. Bóg jest piękny. Naszym zadaniem jest głosić Boga pięknego, upragnionego, godnego zainteresowania. Boga, który przynosi pocieszenie. Jak Piotr na górze Tabor: „Panie, jak pięknie jest tu z Tobą być; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty...” (por. Mt 17, 4)7. Zubożyliśmy oblicze Boga, stopniowo zredukowaliśmy Go do nieszczęścia, oddelegowaliśmy Go do szperania w przeszłości i grzechu człowieka. Uczyniliśmy z Niego Boga, którego się czci i wielbi, ale w naszych oczach nie jest On Bogiem zaangażowanym i angażującym, który śmieje się i bawi ze swoimi dziećmi nad morzem w ciepłych promieniach słońca. Każdy człowiek szuka Boga angażującego. Bóg może umrzeć z nudów w naszych kościołach. „Chrystus zabity przez nasze smętne homilie” (David Maria Turoldo). Zwróćmy Mu jego słoneczne oblicze, oblicze Boga, którego można smakować i pragnąć, i którym można się cieszyć. To będzie jak picie ze źródeł światła, na krańcach nieskończoności. Czego szukacie? Dla kogo wędrujecie? Wędruję dla Tego, który uszczęśliwia Nie przyszedłem pana nawracać zresztą wyleciały mi z głowy wszystkie mądre kazania jestem od dawna obdarty z błyszczenia jak bohater w zwolnionym tempie nie będę panu wiercić dziury w brzuchu pytając co pan sądzi o Mertonie nie będę podskakiwał w dyskusji jak indor z czerwoną kapką na nosie nie wypięknieję jak kaczor w październiku nie podyktuję łez, które się do wszystkiego przyznają nie zacznę panu wlewać do ucha świętej teologii łyżeczką po prostu usiądę przy panu i zwierzę swój sekret że ja, ksiądz, wierzę Panu Bogu jak dziecko (ks. Jan Twardowski)8 opr. ab/ab 2 Cytaty z Pisma Świętego podajemy za Biblią Tysiąclecia, wyd. IV. 3 Por. Rilke, Listy do młodego poety, tłum. J. Nowotniak, Świat Literacki, Izabelin 1996. 4 Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallottinum, Poznań 1994, 2560. 5 M. Buber, Opowieści chasydów, tłum. P. Hertz, W drodze, Poznań 1989, s. 214. W nawiasie kwadratowym zmiana zgodnie z tekstem włoskim E. Ronchiego. 6 Por. B. Pascal, Myśli, 617, tłum. T. Boy-Żeleński, Instytut Wydawniczy pax, Warszawa 1968, s. 290. 7 Tłumaczenie zgodnie z tekstem włoskim E. Ronchiego. W Biblii Tysiąclecia jest: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy”. 8 J. Twardowski, Nie przyszedłem pana nawracać. Wiersze 1945—1985, Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej, Warszawa 1991, s. 70.
O tym, że Pan Bóg pozwala człowiekowi na protest, w obliczu nieszczęść, które wydają się zbyt duże i nieproporcjonalne do ludzkich sił, ale też o tym, że ów protest nie powinien zachwiać niezłomną wiarą i miłością doświadczanego próbami człowieka – mówił Franciszek podczas środowej audiencji generalnej. Najlepsza odpowiedź KrytykoS odpowiedział(a) o 16:25: To, dlaczego tak jest i dlaczego w ogóle na świecie są cierpienia możemy dowiedzieć się z tego artykułu w całości opartego na Piśmie Świętym: [LINK]Życzę przyjemnej lektury, a w razie pytań służę pomocą. Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 16:15 Jakby zabierał tylko tych niekochanych przez nikogo mielibyśmy przeludnienie... blocked odpowiedział(a) o 16:28 Apple... odpowiedział(a) o 16:14 blocked odpowiedział(a) o 16:21 Moim skromnym zdaniem Boga po prostu nie ma. To wymyślona w średniowieczu (czy kiedy tam) bajeczka o jakimś dziadku w chmurkach, którego trzeba czcić i się dla niego wszystkiego wyrzekać, żeby pójść pośmiertnie do nieba. Aż śmieszne, że ludzie biorą to na poważnie i nie mogą nic zrobić w niedzielę, bez przerwy się modlą, sądząc, że to coś się po prostu zdarza, że ludzie umierają. Żadne nadprzyrodzone siły nie mają z tym nic wspólnego. Ty też kiedyś się! EKSPERTpiotrżar odpowiedział(a) o 19:44 Bóg nikogo nie zabiera do siebie, Zgodnie z Listem 1 Jana 4:8 „Bóg jest miłością”.Bóg nie uśmierca ludzi, by potem mieć ich przy tego że umieramy jest grzech pierwszego człowieka Adama"Dlatego jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech — śmierć, " Rzym 5:12 zadek21 odpowiedział(a) o 16:36 Zastanówmy się czy on istnieje . Wiara czyli masz wierzyć w coś czego nigdy nie widziałeś to jest definicja wiary . Podam Ci przykład modląc się o to aby operacja dobrze przebiegła i nagle operacja się udaje to to jest sprawa tego , że się pomodliłem ? nie to dzięki doświadczeniu lekarza. Jeśli ktoś umiera to ma powód. Nic bez przyczyny się nie dzieje. Zabiera kogo chce, także tych których nikt nie kocha wiksjaXD odpowiedział(a) o 22:42 Bóg nikogo nie zabiera, bo go nie ma. Zabiera choroba itp. Uważasz, że ktoś się myli? lub
W całym Starym Testamencie tytuł „Pan Zastępów” jest używany, aby przypomnieć Izraelitom, że Bóg jest ich ostatecznym obrońcą i wybawicielem. W 2 Samuela 5:10 (NKJV), po Dawid zostaje królem czytamy: „Dawid szedł dalej i stał się wielki, i Panie Boże Zastępów był z nim”. Ten fragment pokazuje, że to Pan Zastępów
ROZDZIAŁ SIÓDMY Dlaczego możemy wierzyć w zmartwychwstanie? Skąd wiemy, że Jehowa pragnie wskrzesić umarłych? Kto powstanie z martwych? 1-3. Jaki wróg ściga nas wszystkich i dlaczego rozważenie nauk biblijnych przynosi ulgę? WYOBRAŹ sobie, że uciekasz przed bezwzględnym przestępcą. Jest od ciebie znacznie silniejszy i szybszy. Wiesz, że nie ma litości, bo zabił już kilku twoich przyjaciół. Ze wszystkich sił próbujesz mu uciec, ale widzisz, że cię dogania. Sytuacja wygląda beznadziejnie. Nagle pojawia się ktoś, kto chce cię wyratować. Ma przewagę nad twym przeciwnikiem i obiecuje ci pomóc. Czy nie poczułbyś ogromnej ulgi? 2 W pewnym sensie naprawdę uciekasz przed takim wrogiem. Ściga on każdego z nas. Z poprzedniego rozdziału dowiedzieliśmy się, że Biblia nazywa nieprzyjacielem śmierć. Nikt nie może przed nią uciec ani jej pokonać. Większość z nas widziała, jak ten przeciwnik odbiera życie komuś z naszych najbliższych. Ale Jehowa jest nieporównanie potężniejszy niż śmierć. Jest kochającym Wybawcą, który już pokazał, że potrafi pokonać tego wroga. Co więcej, obiecuje zniszczyć go raz na zawsze. Biblia uczy: „Jako ostatni nieprzyjaciel ma zostać unicestwiona śmierć” (1 Koryntian 15:26). Czyż to nie wspaniała nowina? 3 Rozważmy najpierw krótko, jak odbijają się na nas ataki tego wroga. Dzięki temu łatwiej nam będzie docenić pewną uszczęśliwiającą obietnicę Jehowy. Otóż przyrzekł On, że umarli będą znowu żyć (Izajasza 26:19). Zostaną wskrzeszeni. Nasi zmarli bliscy mają więc nadzieję na zmartwychwstanie! GDY ŚMIERĆ ZABIERA KOGOŚ BLISKIEGO 4. (a) Dlaczego reakcja Jezusa na śmierć bliskiej osoby może nam dużo powiedzieć o uczuciach Jehowy? (b) Z kim Jezus blisko się zaprzyjaźnił? 4 Czy śmierć zabrała ci kogoś bliskiego? Smutek i bezsilność wydają się wtedy nie do zniesienia. Warto w takiej chwili szukać pociechy w Słowie Bożym (2 Koryntian 1:3, 4). Biblia uświadamia nam, jakie uczucia budzi śmierć w Jehowie i Jezusie. Jezus, będący doskonałym odbiciem swego Ojca, znał ból wywołany utratą bliskiej osoby (Jana 14:9). Kiedy przebywał w Jerozolimie, zwykle odwiedzał w niedalekiej Betanii Łazarza i jego siostry, Marię i Martę. Serdecznie się z nimi zaprzyjaźnił. Biblia mówi: „Jezus miłował Martę oraz jej siostrę i Łazarza” (Jana 11:5). Ale jak się dowiedzieliśmy z poprzedniego rozdziału, Łazarz umarł. 5, 6. (a) Jak zachował się Jezus, gdy spotkał zasmuconych krewnych i przyjaciół Łazarza? (b) Dlaczego smutek Jezusa nas pokrzepia? 5 Jak Jezus zareagował na śmierć przyjaciela? Biblia podaje, że gdy przyszedł do zasmuconych krewnych i przyjaciół Łazarza, na ich widok do głębi się wzruszył. „Westchnął w duchu i się strapił”. Potem, jak czytamy, „począł ronić łzy” (Jana 11:33, 35). Czyżby więc nie miał nadziei? Skądże! Wiedział, że zaraz zdarzy się coś wspaniałego (Jana 11:3, 4). Mimo to odczuwał smutek i ból nieodłącznie związany ze śmiercią. 6 Smutek Jezusa w pewnym sensie nas pokrzepia. Mówi nam, że i Jezus, i jego Ojciec, Jehowa, nienawidzą śmierci. Na szczęście Jehowa Bóg jest w stanie stoczyć walkę z tym wrogiem i go pokonać! Zobaczmy teraz, jaką mocą obdarzył Jezusa. „ŁAZARZU, WYJDŹ!” 7, 8. Dlaczego mogło się wydawać, że dla Łazarza nie ma już nadziei, i co uczynił Jezus? 7 Łazarz został pochowany w jaskini. Jezus poprosił, by odsunięto kamień zamykający wejście. Marta zaprotestowała, bo prawie po czterech dniach ciało Łazarza zapewne zaczęło się rozkładać (Jana 11:39). Czy z ludzkiego punktu widzenia można było mieć jeszcze jakąś nadzieję? Gdy zmartwychwstał Łazarz, zapanowała wielka radość (Jana 11:38-44) 8 Gdy odtoczono kamień, Jezus głośno zawołał: „Łazarzu, wyjdź!” I co się stało? „Zmarły wyszedł” (Jana 11:43, 44). Czy potrafisz sobie wyobrazić, co przeżywali wszyscy, którzy na to patrzyli? Wiedzieli przecież, że Łazarz umarł. A oto teraz ten drogi im człowiek — brat, krewny, przyjaciel i sąsiad — stał wśród nich żywy. Mogło to wydawać się zbyt piękne, aby było prawdziwe. Rozradowani, niewątpliwie brali Łazarza w objęcia. Byli świadkami nadzwyczajnego zwycięstwa nad śmiercią! 9, 10. (a) Jak Jezus zwrócił uwagę na to, czyją mocą przywrócił życie Łazarzowi? (b) Jakie korzyści przynosi czytanie biblijnych opisów wskrzeszenia umarłych? 9 Za ten zdumiewający cud Jezus nie przypisał zasług sobie. Zanim zawołał Łazarza, pomodlił się do Jehowy i wyraźnie powiedział, że to On jest Źródłem mocy potrzebnej do wskrzeszania umarłych (Jana 11:41, 42). Ale Jehowa użył jej nie tylko w tej sytuacji. Wskrzeszenie Łazarza to jeden z dziewięciu tego rodzaju cudów przedstawionych w Słowie Bożym.* Czytanie i analizowanie tych relacji może być bardzo pokrzepiające. Pokazują one, że Bóg nie jest stronniczy, gdyż wskrzesił osoby młode i stare, mężczyzn i kobiety, Izraelitów i nie-Izraelitów. Poza tym opisy te tchną niezwykłą radością. Na przykład gdy Jezus przywrócił życie pewnej dziewczynce, jej rodziców ‛ogarnął wielki zachwyt’ (Marka 5:42). Jehowa faktycznie dał im powód do radości, którego nigdy nie zapomnieli. 10 Oczywiście osoby wskrzeszone przez Jezusa z czasem znowu umarły. Czy to jednak znaczy, że przywrócenie im życia nie miało sensu? Wprost przeciwnie. Biblijne relacje o tych wydarzeniach potwierdzają ważne prawdy oraz dają nam podstawę do nadziei. CZEGO UCZYMY SIĘ Z TEGO, CO BIBLIA MÓWI O ZMARTWYCHWSTANIU 11. Jak opis wskrzeszenia Łazarza potwierdza prawdę z Księgi Kaznodziei 9:5? 11 Biblia podaje, że „umarli nie są świadomi niczego”. Nie żyją i nie wiodą nigdzie świadomej egzystencji. Potwierdza to relacja o Łazarzu. Czy wskrzeszony Łazarz opowiadał o niebie? A może straszył słuchaczy wstrząsającymi opowieściami o ognistym piekle? Według Biblii nic takiego nie mówił. W ciągu tych czterech dni, gdy nie żył, ‛nie był świadomy niczego’ (Kaznodziei 9:5). Był jak gdyby pogrążony we śnie (Jana 11:11). 12. Skąd możemy mieć pewność, że Łazarz naprawdę został wskrzeszony? 12 Historia Łazarza uczy nas też, że zmartwychwstanie to niezaprzeczalny fakt, nie jakiś mit. Jezus wskrzesił Łazarza na oczach tłumu świadków. Cudu tego nie kwestionowali nawet przywódcy religijni, którzy nienawidzili Jezusa. Mówili: „Co mamy uczynić, skoro ten człowiek dokonuje wielu znaków?” (Jana 11:47). Mnóstwo ludzi przychodziło zobaczyć zmartwychwstałego mężczyznę. W rezultacie jeszcze więcej osób uwierzyło w Jezusa. Łazarz był dla nich żywym dowodem, że Jezus został posłany przez Boga — dowodem tak wymownym, że niektórzy spośród zatwardziałych żydowskich przywódców religijnych postanowili zabić i Jezusa, i Łazarza (Jana 11:53; 12:9-11). 13. Jakie mamy podstawy, by wierzyć, że Jehowa rzeczywiście może wskrzesić umarłych? 13 A czy rozsądna jest wiara w przyszłe zmartwychwstanie? Oczywiście, sam Jezus uczył, że kiedyś zostaną wskrzeszeni wszyscy znajdujący się „w grobowcach pamięci” (Jana 5:28). Jehowa stworzył wszelkie formy życia. Czy trudno uwierzyć, że jest też w stanie to życie odtworzyć? Rzecz jasna dużo zależy od Jego pamięci. Czy to możliwe, by pamiętał naszych bliskich, którzy umarli? Pomyślmy: Wszechświat jest pełen niezliczonych bilionów gwiazd, a przecież Bóg „wszystkie je woła po imieniu”! (Izajasza 40:26). W takim razie potrafi również zapamiętać każdy szczegół związany ze zmarłymi ludźmi i przywrócić im życie. 14, 15. Jak według wypowiedzi Hioba Jehowa zapatruje się na wskrzeszanie umarłych? 14 Biblia uczy, że Jehowa bardzo pragnie wskrzesić umarłych. Skąd o tym wiemy? Wierny Hiob spytał: „Jeśli krzepki mąż umrze, czyż może znowu żyć?” Mówił, że będzie czekał w grobie, aż nadejdzie pora, by Bóg sobie o nim przypomniał. Powiedział do Niego: „Ty zawołasz, a ja ci odpowiem. Zatęsknisz za dziełem swych rąk” (Hioba 14:13-15). 15 A zatem Jehowa tęskni do tego, by wskrzesić umarłych! Czyż nie podnosi nas to na duchu? Zajmijmy się więc teraz tym przyszłym zmartwychwstaniem. Kto z niego skorzysta? I kiedy do tego dojdzie? „WSZYSCY W GROBOWCACH PAMIĘCI” 16. W jakich warunkach będą mogli żyć wskrzeszeni z martwych? 16 Z biblijnych doniesień o wskrzeszeniu pewnych ludzi dużo dowiadujemy się o zmartwychwstaniu, które dopiero nastąpi. Tamci ludzie wrócili do swych bliskich. Podobne, ale znacznie wspanialsze skutki będzie mieć przyszłe zmartwychwstanie. W 3 rozdziale tego podręcznika czytaliśmy, że zgodnie z zamierzeniem Bożym cała ziemia ma zostać przekształcona w raj. A więc wskrzeszone osoby nie będą musiały żyć w świecie pełnym wojen, przestępczości i chorób. Uzyskają sposobność życia wiecznego na ziemi w szczęściu i spokoju. 17. Jaki zasięg będzie miało zmartwychwstanie? 17 Kto powstanie z martwych? Jezus wspomniał, że „wszyscy w grobowcach pamięci usłyszą jego głos i wyjdą” (Jana 5:28, 29). Podobnie w Księdze Objawienia 20:13 powiedziano: „Wydało morze umarłych, którzy się w nim znajdowali, i śmierć, i Hades wydały umarłych, którzy się w nich znajdowali”. Słowo „Hades” odnosi się do grobu ludzkości (zobacz „Materiał dodatkowy: Czym jest Szeol i Hades?”). Ten wspólny grób zostanie opróżniony. Miliardy spoczywających w nim ludzi powróci do życia. Apostoł Paweł oznajmił: „Nastąpi zmartwychwstanie zarówno prawych, jak i nieprawych” (Dzieje 24:15). Co to oznacza? W raju umarli powstaną do życia i znów będą się cieszyć towarzystwem swych bliskich 18. Kto należy do „prawych”, którzy mają być wskrzeszeni, i jak nadzieja na zmartwychwstanie może na nas wpłynąć? 18 Do „prawych” należy liczne grono osób, o których czytamy w Biblii i które żyły przed przyjściem Jezusa na ziemię. Można wymienić wśród nich Noego, Abrahama, Sarę, Mojżesza, Rut i Esterę oraz wielu, wielu innych. O niektórych tych wiernych ludziach mówi 11 rozdział Listu do Hebrajczyków. Ale do „prawych” zaliczają się także słudzy Jehowy zmarli w naszych czasach. Nadzieja na zmartwychwstanie może nas więc wyzwolić ze strachu przed śmiercią (Hebrajczyków 2:15). 19. Kim są „nieprawi” i jaką cudowną sposobność da im Jehowa? 19 A co z tymi wszystkimi ludźmi, którzy nie służyli Jehowie i nie byli Mu posłuszni, ponieważ nigdy o Nim nie słyszeli? Miliardy tych „nieprawych” nie jest skazanych na zapomnienie. Również oni powstaną z martwych — w okresie, który potrwa tysiąc lat. Będą wtedy mieli czas poznać prawdziwego Boga i zacząć oddawać Mu cześć razem z Jego wiernymi ziemskimi sługami. Ten cudowny okres Biblia nazywa Dniem Sądu.* 20. Co to jest Gehenna i kto do niej trafia? 20 Czy to znaczy, że wskrzeszony zostanie każdy człowiek, który żył na ziemi? Nie. W Biblii wyjaśniono, że część zmarłych znajduje się w „Gehennie” (Łukasza 12:5). Nazwa ta wzięła się od wysypiska śmieci położonego poza murami starożytnej Jerozolimy. Palono tam śmieci i zwłoki. Zmarli, których ciała tam rzucano, byli uważani przez Żydów za niegodnych pogrzebu i zmartwychwstania. Tak więc Gehenna jest trafnym symbolem wiecznej zagłady. W sądzeniu żywych i umarłych ważną rolę odegra Jezus, ale ostatecznym Sędzią jest Jehowa (Dzieje 10:42). Nigdy nie wskrzesi tych, których uzna za niepoprawnych niegodziwców. ZMARTWYCHWSTANIE DO ŻYCIA W NIEBIE 21, 22. (a) O jakim jeszcze zmartwychwstaniu wspomina Biblia? (b) Kto pierwszy zmartwychwstał do życia duchowego? 21 Biblia wspomina jeszcze o zmartwychwstaniu innego rodzaju — do duchowego życia w niebie. Zawiera tylko jeden opis takiego wskrzeszenia. Chodzi o wskrzeszenie Jezusa Chrystusa. 22 Kiedy Jezusowi odebrano człowiecze życie, Jehowa nie pozwolił, by ten lojalny Syn pozostał w grobie (Psalm 16:10; Dzieje 13:34, 35). Wskrzesił go, lecz nie w postaci ludzkiej. Apostoł Piotr wyjaśnił, że Chrystus „uśmiercony został w ciele, ale ożywiony w duchu” (1 Piotra 3:18). Był to rzeczywiście zadziwiający cud. Jezus ożył jako potężna istota duchowa! (1 Koryntian 15:3-6). Był pierwszym, który dostąpił tego zaszczytnego zmartwychwstania (Jana 3:13). Pierwszym, ale nie ostatnim. 23, 24. Kto tworzy „małą trzódkę” Jezusa i z ilu osób ma się składać ta grupa? 23 Jezus, wiedząc, że już wkrótce wróci do nieba, obiecał swym wiernym naśladowcom, iż ‛przygotuje tam dla nich miejsce’ (Jana 14:2). Idących do nieba nazwał „małą trzódką” (Łukasza 12:32). Z ilu osób miała się składać ta stosunkowo nieliczna grupa? Jak czytamy w Księdze Objawienia 14:1, apostoł Jan ujrzał Baranka, czyli Jezusa Chrystusa, stojącego na górze Syjon, „a z nim sto czterdzieści cztery tysiące mających napisane na swych czołach jego imię i imię jego Ojca”. 24 Tych 144 000 chrześcijan — do których należą między innymi wierni apostołowie Jezusa — miało powstać z martwych do życia w niebie. Kiedy? Apostoł Paweł wyjaśnił, że nastąpi to w czasie obecności Chrystusa (1 Koryntian 15:23). W tym okresie właśnie żyjemy, co szerzej omówimy w 9 rozdziale tej książki. Dzisiaj więc, gdy nieliczni pozostali ze 144 000 umierają, są od razu wskrzeszani do życia niebiańskiego (1 Koryntian 15:51-55). Natomiast ogromna większość ludzi ma widoki na zmartwychwstanie do życia w przyszłym raju na ziemi. 25. Co omówimy w następnym rozdziale? 25 Jehowa raz na zawsze pokona naszego wroga, jakim jest śmierć! (Izajasza 25:8). Ale może się zastanawiasz: „Co będą robić ci, którzy powstaną z martwych do życia w niebie?” Otóż wejdą w skład niezwykłego niebiańskiego rządu — Królestwa Bożego. Więcej o tym rządzie dowiemy się z następnego rozdziału.
Kiedy to robimy, pozbawiamy się Boga, nasze serce ulega zaciemnieniu, a nawet możemy sprawić, że życie nasze lub życie innych zamieni się w piekło. To jest prawdziwe zło, którego najbardziej musimy się bać — grzech. Od niego w taki czy inny sposób pochodzą inne rodzaje zła.
Nadchodzi moment, w którym razem z Maćkiem klękamy w zakątku sali i modlimy się przez łzy, najgoręcej jak potrafimy o cud. Przez cały czas, od momentu upadku Dziadka na podłogę, duża część gości weselnych modli się za Niego w życiu każdego człowieka zdarzają się sytuacje, na które nie ma on wpływu, a co gorsza, są one niemile widziane. Wtedy stawiamy sobie pytanie, dlaczego to MI się przytrafiło?! Ale jeżeli jesteś chrześcijaninem, możesz doszukiwać się głębszego sensu cierpienia, które zsyła na Ciebie on, wymarzony ślubPrzychodzę na studia – niedaleko od rodzinnego domu. Poznaje wielu wspaniałych ludzi, nawiązują się między nami przyjaźnie, ale jedna relacja wydaje się być wyjątkowa. To „wydaje się” przeobraża się w rzeczywistość i po roku studiowania na moim serdecznym palcu u prawej ręki błyszczy pierścionek zaręczynowy. Wspaniały początek!Czytaj także:Musiałam odwołać ślub. Byłam wściekła na Boga, że zastawił na mnie taką pułapkęPo półtora roku od tej pięknej chwili stoimy przed Panem Bogiem wśród rodziny, bliskich nam księży i naszych przyjaciół. Ceremonia ślubna jest idealna, wymarzona – wszystko tak, jak miało być, a nawet piękniej. Towarzyszą nam cudowne uczucia, przepełnieni miłością do siebie nawzajem, a zarazem do Pana Boga, który jest dla nas tak łaskawy, że pozwala nam w stosunkowo młodym wieku, bo w wieku 22 lat, pobrać się, pełni radości zaczynamy wesele. To było popołudnie, wieczór i noc pełne uśmiechów i stanął w miejscuWtedy zbliżała się godzina Zazwyczaj o tej porze zaczynają się oczepiny, wraz z podziękowaniami dla najbliższych. My postanowiliśmy podziękowania przełożyć na Więc czas wzruszeń i wdzięczności dla rodziców, świadków, dziadków i chrzestnych był za nami. I w tym momencie czas się zatrzymuje…Mój Dziadziuś w trakcie tańca przewraca się na podłogę. Od tej pory pamiętam wszystko jak przez mgłę. Po ludzku tragedia, szok, żal, smutek. Dziadziuś cały czas jest resuscytowany przez jedną z cioć, która jest moment, w którym razem z Maćkiem klękamy w zakątku sali i modlimy się przez łzy, najgoręcej jak potrafimy o cud. Wtedy też z wielką miłością Maciej, jako głowa rodziny, zawierza nasze małżeństwo Świętej Rodzinie. Przez cały czas, od momentu upadku Dziadka na podłogę, duża część gości weselnych modli się za Niego karetka zabiera Dziadziusia czekamy w niepewności na telefon od Taty. Niestety okazuje się, że Dziadziuś nie zdążył dojechać do szpitala… Nie było histerii, nie było spazmów. Przyjęliśmy to z wielkim także:Jak na pierwszą randkę poszłam… na weseleBoży planNastępnego dnia pojawiło się pytanie z wyrzutem do Pana Boga: dlaczego MY?! Oczywiście, było to ciężkie doświadczenie, ale teraz, z perspektywy czasu, potrafimy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się stało. Widzimy, że Pan zaplanował to na długo przed śluby zaczynają się w późniejszych godzinach. Nasz zaczął się o więc czasu na zabawę, mimo wszystko było dużo. Kolorem przewodnim całej uroczystości był kolor fioletowy, który jest używany również podczas pogrzebów (Dziadziuś miał pogrzeb w tym samym kościele, w którym mieliśmy ślub). W Ewangelii, jaką wybraliśmy, przewijał się motyw śmierci (fragment „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”).Zdążyliśmy podziękować Dziadkowi za całe Jego dobro, bo godzina podziękowań została wyznaczona na a nie o północy. W trakcie, kiedy Dziadziuś odchodził z tego świata otoczony był modlitwą różańcową, odchodził wśród najbliższych. Odkąd pamiętam, Dziadziuś powtarzał, że jak On będzie umierał, to będą Mu grać, a on będzie odchodził w zabawie i ma swój sensTeraz już wiemy, dlaczego MY. Mogliśmy, choć przez tak mały nasz udział, przyczynić się do najpiękniejszej chwili dla Dziadka. To, co wtedy wydawało nam się smutne i bez sensu, teraz ten sens odzyskało. Pan każdą, nawet najgorszą sytuację, potrafi obrócić w dobro. A czy jest większe dobro niż pomoc w możliwości oglądania przez bliską nam osobę Boga twarzą w twarz?Dzięki tej sytuacji w dniu naszego ślubu zawierzyliśmy nasze małżeństwo Świętej Rodzinie i zrozumieliśmy, że nie zawsze będzie tak, jak sobie wymarzymy. Co wcale nie oznacza, że będzie gorzej.
  • Ֆፅх ጳαшοրፌнтኙ օ
  • Ճοйሣктуգюб пуςուса
    • ጧлጠηаքойе трէφυ
    • Эщէբኃ омոщепխсру уςግтէվиψ храпенициб
  • Κեቻаዷուзвሩ шадудрушуթ иξуν
Za tym wersetem biblijnym Ten artykuł zawiera dogłębne spojrzenie na potężny werset biblijny z Listu do Rzymian 8:31: „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam”. Dowiedz się więcej o prawdziwej wierze i znaczeniu kryjącym się za tym prostym zwrotem oraz o tym, jak może ono pomóc w pokonywaniu codziennych wyzwań. Znajdź odwagę, by stawić czoła życiu z ufnością, wiedząc Bez wątpienia strata najbliższej osoby jest jednym z najstraszniejszych doświadczeń na jakie możemy natrafić w swoim życiu. Śmierć sama w sobie stanowi nieodgadnioną tajemnicę ale kojarzy się ona ze złem oraz cierpieniem. Wielu zapewne zadaje sobie pytania: gdzie jest Bóg kiedy wokół nas dzieje się tragedia? Dlaczego Bóg zabiera nasze dzieci? Dlaczego Bóg zabiera nam najbliższych? Ponownie, jest to zagadnienie, na które można spojrzeć pod wieloma kątami. Nie raz ciężko jest pojąć ten Boski plan. W tym wypadku zastanawiamy się dlaczego Bóg zabiera nam osoby w najmniej oczekiwanym przez nas momencie? Czy może czymś zawiniliśmy? Czy Bóg jest na mnie zły? Jest to zdecydowanie złe podejście. W takich momentach buntujemy się przeciw Panu Bogu. Na wiarę nie można patrzeć egoistycznie, tylko i wyłącznie przez pryzmat własnej osoby. Należy postrzegać ją nieco szerzej. Wiarę należy postrzegać jako akt łaski jaka spływa na nas każdego dnia. Zawierzając Bogu, zawierzając jego planom musimy pamiętać, że trwamy w tym na dobre i na złe. Śmierć nie ma być dla nas karą. Czasami śmierć jest wynikiem wolnej wolni, którą zostali obdarzeni wszyscy ludzie, także Ci, którzy mają złe zamiary i są w stanie pozbawić życia innych. Co w przypadku kiedy Bóg zabiera do siebie dzieci? Na ten aspekt również należy patrzeć pod kątem nieustającej wiary w to co Boskie. Oczywiście Bóg wcale od nas nie wymaga abyśmy całkowicie pozbyli się cierpienia. Pan doświadcza nas takimi wydarzeniami i daje świadectwo tego Boskie. Nie zapominajmy jednak o Jego dobroci i miłosierdziu. Nawet jeżeli znajdujemy się w sytuacji beznadziejnej, w sytuacji bez wyjścia, mamy prawo cierpieć, mamy prawo być niezadowoleni. Jedyne czego Pan Bóg od nas chce, jest to nieustająca wiara w Niego i Jego możliwości. Pan przyzwyczaja nas, że śmierć jest nieodłącznym elementem naszego życia i śmierć jest postrzegana jako zło tylko tutaj na ziemi. Ludzie nieustającej wiary, ludzie pragnący miłosierdzia po śmierci doświadczają czegoś niesamowitego, czym jest życie wieczne u boku naszego Pana w niebie. Jest to największa nagroda jaka może spotkać chrześcijanina. Powinniśmy więc stale dążyć do pojednania z Panem, niezależnie od doświadczanych przez nas niedogodności w życiu ziemskim. Dla nas jako dla zwykłych istot żywych jest to wielka próba. Jesteśmy jednak stale doceniani i nagradzani. Chwile zwątpienia i słabości są rzeczą ludzką. Należy jednak pamiętać, że zawsze możemy liczyć na Boską łaskę, którą stale jesteśmy otaczani. Znajdujmy więc w sobie siłę aby zaufać Panu, nawet w sytuacjach największego żalu oraz kryzysu jakim jest śmierć bliskiej osoby. Page 1 of 2 - "Dlaczego Bóg zabrał to niewinne dziecko" - posted in Ogólne: Często obserwujemy w mediach albo od różnych ludzi wypowiedzi w stylu "Dlaczego Bóg zabrał to niewinne dziecko?" albo "Bóg go zabrał do siebie". Chciałem się dowiedzieć co na ten temat sądzicie. Według mnie te wypowiedzi to jedna wielka żenada. Nie dość że oskarża się Boga o śmierć niewinnych Dla wielu naszych współczesnych wiara w Boga wszechmocnego i wszechwiedzącego nie da się pogodzić z daną ludziom prawdziwą wolnością wyboru. Skoro Bóg wie wszystko, co ma się wydarzyć, i jeśli ma jakieś plany dla swego stworzenia, po co łamać sobie głowę i wysilać się, żeby dokonać właściwego wyboru? Przede wszystkim pojęcia „projekt” albo „plan” Boży nie oznaczają czegoś w rodzaju księgi, gdzie wszystko z góry zostało zapisane. Chodzi po prostu o to, że istnienie świata i nasze własne życie nie są wynikiem jakiegoś przypadku, że istniejemy w jakimś celu. Bóg stworzył świat i ludzi, abyśmy mogli nawiązać z Nim więź, aby podzielić się z nami swoim życiem. Tak mówi o tym stary hymn: „W Chrystusie Bóg nas wybrał przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem w miłości.” (List do Efezjan 1, 4). Wszystkie wydarzenia, w których Bóg objawia się ludziom, układają się w porządek logiczny, nie chronologiczny. Polega on na tym, że Bóg pragnie dawać nam pełnię życia w komunii z sobą. To właśnie jest Jego „projekt”, jedyna jego wola, i nie jest ona niczym innym, jak wyrazem Jego miłości. To pragnienie dawania miłości wyraża się w wielkiej różnorodności osób i sytuacji. Objawia się przede wszystkim darami, jakimi Bóg obdarza swoje stworzenia. W tym, co dotyczy ludzi, jednym z największych darów jest zdolność dokonywania wyborów, wolność działania. Ten dar jest istotny, ponieważ Bóg pragnie, żebyśmy odpowiadali miłością na Jego miłość. Wymuszanie lub sterowanie naszymi wyborami byłoby całkowitym przeciwieństwem Jego planu, ponieważ uniemożliwiałoby miłość. Błąd wiary, która sądzi, że wszystko zostało ustalone, jest efektem pomylenia Boga takiego, jakim On jest, z czasem, który jest stworzony. Bóg nie jest podporządkowany naszemu czasowi. On nie istnieje ani „przed”, ani „po”, On Jest. W Ewangelii według świętego Jana Jezus mówi: „Zanim Abraham stał się, JA JESTEM.” (J 8, 58). Punktem spotkania Boga z nami może być tylko chwila obecna, ktoś nawet nazwał Boga „wiecznym teraz”. Bóg nie stworzył świata po to, żeby później usunąć się w swoje „wspaniałe odosobnienie”. Przeciwnie, przez swojego Ducha przeżywa każdą chwilę naszego życia razem z nami, dodaje nam odwagi, byśmy je wiedli w jak największej harmonii z wolą Jego miłości. Boży plan wcale nie jest z góry ustalony, przeciwnie, polega na tym, że wspólnie z Nim tworzymy minutę po minucie przez całe nasze życie, starając się w pełni odpowiadać na dar Jego miłości solidarnością i służbą innym ludziom. Co dla człowieka wierzącego oznacza wolność wyboru? Wolność jest rozumiana na wiele sposobów. W naszych czasach chętnie podkreśla się aspekt wyboru – być wolnym, to znaczy móc samodzielnie decydować, kim chce się być i co chce się robić. Takie myślenie idzie aż tak daleko, że dla niektórych osób Bóg mógłby być wrogiem człowieka, ponieważ rościłby sobie prawo do tego, by dyktować mu, jak powinien się zachowywać. W rezultacie wiara pozbawiałaby nas wolności. Aby w pełni zrozumieć wolność, trzeba odróżnić dwa poziomy. Na pierwszym poziomie wolność polega na dokonywaniu wyborów, których nie ograniczają okoliczności zewnętrzne. Bóg, stwarzając istotę ludzką na swoje podobieństwo, obdarzył ją zdolnością dokonywania wyboru. Nic w nas nie jest z góry zaprogramowane. Aby się rozwijać, musimy podejmować kroki, których nikt za nas nie może wykonać. I, jak często zwykło się mówić, nawet rezygnacja z wyboru jest wyborem! Ta zdolność wybierania, sama w sobie dobra i niezbędna, nie wystarczy, aby osiągnąć prawdziwą wolność. Trzeba dokonywać wyborów ze względu na coś, nasze działania zmierzają do jakiegoś celu. Abyśmy stawali się naprawdę wolni, tym celem powinno być stawanie się tą osobą, którą naprawdę jesteśmy, pełne rozwijanie naszej tożsamości. Widać, że koncepcja wolności, która zachęcałaby nas do robienia byle czego, jest wadliwa, nawet w planie czysto ludzkim. Istnieją wybory, które nas pomniejszają. Jeśli sięgnąć po przykład skrajny – ktoś, kto w sposób „wolny” postanawia się narkotyzować, a nawet popełnić samobójstwo, podcina gałąź, na której siedzi i pozbawia się możliwości podejmowania jakichś następnych decyzji, które mogłyby przynieść mu szczęście. „Przenikasz i znasz mnie, Panie”, śpiewa psalmista (Psalm 139, 1). Skoro stwórca serca ludzkiego jest Tym, kto zna je lepiej niż ktokolwiek inny (zob. Księga Jeremiasza 17, 9-10), przy Jego pomocy będziemy w stanie dokonywać wyborów, które poprowadzą nas do naszej prawdziwej tożsamości, a więc do prawdziwego szczęścia. Bóg pomaga nam najpierw swoim Słowem, które wskazuje nam pewny sposób postępowania i które osiągnęło pełnię w życiu Jego Syna, Jezusa Chrystusa. Dalej pomaga nam zsyłając do naszego wnętrza swojego Ducha, owoc śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Ufając Bogu i starając się podążać Jego drogami, nie wyrzekamy się swojej wolności – wykorzystujemy naszą zdolność wolnego wybierania, aby stawać się naprawdę sobą dzięki więzi ze Źródłem naszego istnienia. Tworzymy przestrzeń, w której w pełni może rozwijać się życie ludzkie w nas i wokół nas.
Tak mówi Bóg. Zatrzymaj się i pomyśl o tym. Zabierz te słowa na chwile osobistej modlitwy. Spotkaj się z Jezusem w sakramencie pokuty, przyjmij Go w Komunii św. i nie żałuj czasu na modlitwę, aby jeszcze głębiej usłyszeć to, co Jezus mówi do Ciebie. Pan Jezus ma dla każdego człowieka najwspanialszy życiowy plan.

Dlaczego? Bez względu na to czy ludzie są wierzący czy nie w ten jeden dzień w roku wszyscy trzymają się ściśle Bożego nakazu: „Oto dla was ustawa wieczysta: Dziesiątego dnia siódmego miesiąca będziecie pościć. Nie będziecie wykonywać żadnej pracy, ani tubylec, ani przybysz, który osiedlił się wśród was” (Kpł 16, 29). To Święto Pana to Jom Kippur czyli Dzień przebłagania czy Sądny dzień. Jest ono proroczą zapowiedzią sądu nad światem jakiego dokona Jezus gdy powtórnie przyjdzie. Jak Żydzi spędzają teraz ten dzień, kiedy nie ma już Świątyni gdzie mogliby składać nakazane przez Prawo Mojżeszowe ofiary? Żydzi spędzają ten dzień w synagogach modląc się, czytając całą Księgę Jonasza oraz poszcząc 24h. Jonasz – wielka ryba, znamy to. Co więc w niej takiego szczególnego, że Żydzi od wieków co roku w dzień Jom Kippur czytają właśnie tę księgę? Zanim Jonasz znalazł się w brzuchu ryby, znajdował się na statku z jednego konkretnego powodu – chciał uciec jak najdalej od Boga (por. Jon 1, 2-3). Co nim kierowało nie ma w tym momencie znaczenia. Ważne jest co z tym zrobił. Czasem bardzo łatwo jest nam ocenić zachowanie Jonasza jako niedorzeczne. Przecież przed Bogiem nie można się ukryć. Założę się jednak, że – tak jak ja – też czasem próbujesz to zrobić. Prawdą jest jednak, że przed Bogiem nie można się ukryć i nie można ukryć przed Nim naszych czynów. Bóg już dawno zna wszystkie nasze czyny, zarówno te dobre jak i złe: Oczy Twoje widziały me czyny i wszystkie są spisane w Twej księdze; dni określone zostały, chociaż żaden z nich [jeszcze] nie 139, 16 Boże, Ty znasz moją głupotę i występki moje nie są zakryte przed 69, 6 Bóg zna nie tylko nasze czyny, ale też nie ukryją się przed nim nasze słowa a nawet myśli. Niech znajdą uznanie słowa ust moich i myśli mego serca u Ciebie, Panie, moja Skało i mój Zbawicielu!Ps 19, 15 Bóg za nas do głębi. Zna nasze serce (ducha – najgłębszą istotę tego kim jesteśmy) i zna nasze nerki (duszę – umysł, wolę, emocje, sumienie). Niechaj ustanie nieprawość występnych, a sprawiedliwego umocnij, Boże sprawiedliwy, Ty, co przenikasz serca i 7, 10 Tak jak Jonasz nie był w stanie ukryć się przed Bogiem tak nie ukryją się przed Nim żadne nasze czyny, słowa i myśli. Drugą rzeczą, która porusza mnie w Księdze Jonasza jest odpowiedź mieszkańców Niniwy na słowa Proroka – zupełnie inna niż postawa starotestamentowego kapłana Helego. W księdze Samuela czytamy o grzechach synów Helego, o których ich ojciec wiedział i przymykał na nie oko. Dlatego Bóg przez Samuela przekazał Helemu słowa o karze, która spotka cały jego ród. Odpowiedź Helego brzmiała „On jest Panem! Niech czyni, co uznaje za dobre” (1 Sm 3, 18). Jonasz też wcale nie wzywał do nawrócenia. On ogłaszał zagładę dla miasta. Jednak odpowiedź pogańskiego ludu Niniwy nie była przyjęciem tego z rezygnacją, tak jak zrobił Heli. Brzmiała ona: I uwierzyli mieszkańcy Niniwy Bogu, ogłosili post i oblekli się w wory od największego do najmniejszego. Doszła ta sprawa do króla Niniwy. Wstał więc z tronu, zdjął z siebie płaszcz, oblókł się w wór i siadł na popiele. Z rozkazu króla i jego dostojników zarządzono i ogłoszono w Niniwie co następuje: Ludzie i zwierzęta, bydło i trzoda niech nic nie jedzą, niech się nie pasą i wody nie piją. Niech obloką się w wory – ludzie i zwierzęta – niech żarliwie wołają do Boga! Niech każdy odwróci się od swojego złego postępowania i od nieprawości, którą [popełnia] swoimi rękami. Kto wie, może się odwróci i ulituje Bóg, odstąpi od zapalczywości swego gniewu, a nie zginiemy?Jon 3, 5-9 Mieszkańcy Niniwy nie przyjęli słów proroka z rezygnacją. Nie wpadli też na pomysł żeby używać życia przez kolejne 40 dni czekając na Bożą karę. Oni postanowili pościć i pokutować nie mając pewności czy Bóg ich wysłucha. Jednak w tym wypadku nie mieli nic do stracenia. A Bóg ich wysłuchał. W przeciwieństwie do tego co głosi współczesny świat i część duchownych Bóg, nie jest fałszywie miłosierny. On nie patrzy z miłosierdziem na ludzi przyzwalając na ich grzech. On okazuje swą miłość, ale tylko tym których serca są skruszone. Bóg jest święty i nie chce żeby cokolwiek nas od niego oddzielało, żaden grzech. Bóg chce abyśmy, kiedy mamy coś na sumieniu, zamiast próbować uciekać przed Nim, przyszli do niego ze skruszonym sercem. A dobrą nowiną jest to, że dzięki śmierci Jezusa, która była ostateczną ofiarą za grzechy wszystkich ludzi, kiedy wyznamy nasze grzechy przed Bogiem On wymazuje nasz zapis dłużny. Modlę się za was i za siebie: żebyśmy zawsze pamiętali, że Bóg jest kochającym Ojcem, który z otwartymi ramionami czeka aż przyjdziemy do Niego i wyznamy nasze grzechy tak by już nic nas z Nim nie rozdzielało; żebyśmy nie odkładali tego „na potem”, ale w każdej chwili byli gotowi na przyjście Jezusa. Modlę się też za członków Narodu Wybranego, aby w dniu Jom Kippur kiedy będą przez post i modlitwę przybliżać się do Boga rozpoznali, że ostateczną doskonałą ofiarą przebłagalną za grzechy był Jezus Chrystus. Więcej temat tego co Jom Kippur oznaczał dla Żydów w czasach biblijnych, jak wypełnił go Jezus i jak wyglądało jego świętowanie dowiecie się z najnowszego odcinka vloga Fundacji Namiot Spotkania: # 13 Rosh Hashana i Yom Kippur, czyli między Nowym Rokiem a Sądem? Photo by Jakub Kriz on Unsplash

„BÓG ZABIERA CZŁOWIEKA W NAJLEPSZYM MOMENCIE DLA JEGO NIEŚMIERTELNEJ DUSZY, WEDŁUG KLUCZA, KTÓREGO NIE ROZUMIEMY I NIE ZROZUMIEMY TU NA ZIEMI … WSZYSTKIE PRÓBY WYJAŚNIANIA, POZOSTANĄ TYLKO PRÓBAMI
Legenda chrześcijańska opowiada, że kiedyś Pan Jezus i św. Piotr idąc drogą, minęli wywrócony wóz. Był on ciężki, załadowany po brzegi. Jego właściciel, kupiec, klęczał bezradny, modlił się i wzywał Boga, by wyratował go z ciężkiego położenia. Wędrowcy poszli dalej. Po pewnym czasie ujrzeli innego kupca w podobnej sytuacji. Jego wóz wcale nie był lżejszy i niemożliwe było, aby jeden człowiek mógł go postawić na koła. Mimo to właściciel próbował swój pojazd z różnych stron i na wszelkie sposoby ciągnąć i podważać, by jakoś temu zaradzić. Widać nie tracił nadziei. Jezus skinął na Piotra: Chodź, pomożemy mu. Nie trwało długo, gdy wóz stanął na kołach, a szczęśliwy kupiec zbierał rozsypane resztki towaru. Po dłuższej chwili wędrówki zniecierpliwiony Piotr zapytał: Mistrzu, dlaczego nie pomogliśmy temu, który prosił Boga o pomoc, tylko temu, który nie dość, że nie prosił, to jeszcze się złościł? Jezus odpowiedział, że przyczyna jest prosta: pierwszy nie robił nic, by poprawić swą sytuację, zaś tamten, mimo marnych szans, starał się ze wszystkich sił. Bóg pomaga człowiekowi, który coś robi, a nie temu, który liczy, że przyjdzie samo. Post to wyrzeczenie, które przynosi zbawienne skutki i zdrowotne, i duchowe. Jednak, jak każdy trud, wymaga silnej woli i zaangażowania. Niektórym ludziom wydaje się barierą przekraczającą ich możliwości. Jednak nie trzeba rezygnować, bo szczerze podjęty wysiłek będzie zauważony i nagrodzony, choćby właśnie łaską wytrwania w postanowieniu. Bóg w niezauważalny sposób dopomaga utrudzonemu człowiekowi. Dlaczego post odstrasza złe duchy? Ponieważ jest samoograniczeniem, wyrzeczeniem. Człowiek staje pokorny, ze świadomością, że jest prochem. Tu nie ma żadnych związków ze światem demonów. Pokora i uniżenie odstraszają je jak egzorcyzm. Jak pisze hiszpański egzorcysta o. José Antonio Fortea: Zły doskonale wie, że umartwienie jest mocą przepotężną, jest mocą Krzyża. A moc Krzyża powstrzymuje oddziaływanie Złego na ten świat. (…) Demon wie, że komuś, kto wchodzi na drogę umartwienia, o ile wytrwa, Bóg udzieli daru miłości bardzo obficie. (…) Demon bardziej nienawidzi ascetów niż kościelną hierarchię czy samych egzorcystów. Egzorcysta wypędza jednego, dwa czy tuzin demonów. Człowiek, który się umartwia, powstrzymuje w sposób znacznie potężniejszy wpływ demoniczny na tym świecie. Szatan mógł kusić Hioba w dowolny sposób, ale nie mógł ranić jego samego – nie mógł nawet tknąć jednego włosa na jego głowie – ponieważ wszystko, co się tyczy człowieka, jest kontrolowane przez Boga i ponieważ to Bóg decyduje, czy człowiek żyje, czy umiera. Szatan nie ma do tego prawa. Po tym, jak Bóg powiedział te Każdy z nas w swoim patrzeniu na świat, patrzeniu na nasze własne życie, patrzeniu na to, co się nam przydarza, co chcielibyśmy żeby się nam przydarzało, ale tak się nie dzieje, robimy dokładni to, co robi Jonasz. Nie jesteśmy w stanie pojąć ogromu bożej miłości, zobaczyć Jego planu i ciągle narzekamy. Bardzo możliwe, że masz takie doświadczenie, że coś cały czas, zabiera ci z życia radość. Jeżeli masz takie przekonanie, że Pan Bóg ci nie pomaga, że nie widać Jego pomocy i dobroci, że coś jest nie tak, to jest tylko i wyłącznie po to, żebyś się czegoś nauczył… Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć. Bóg dał, Bóg wziął - mówiono. Nie była to taka wielka strata, gdy co rok zjawiał się nowy prorok. Hiobowa stoicka konstatacja „Bóg dał, Bóg wziął” nie może nam przejść przez gardło, gdy stoimy nad grobem najbliższych: matki, ojca, dziecka. Po plebani kręcili się różni ludzie i po pół godzinie okazało się, że
Czytelnicy pytają Kiedy umrze dziecko, przyjaciele pogrążonej w smutku rodziny mogą próbować ją pocieszać słowami: „Bóg chciał mieć w niebie jeszcze jednego aniołka”. Czy według ciebie brzmi to rozsądnie? Gdyby Bóg rzeczywiście potrzebował w niebie więcej aniołów i z tego powodu uśmiercał dzieci, to byłby bezduszny, a nawet okrutny. Biblia mówi o Nim coś zupełnie przeciwnego (Hioba 34:10). Żaden współczujący ojciec nie zabrałby rodzicom ich dziecka po prostu dlatego, że sam chciałby mieć większą rodzinę. A nikt z ludzi nie przejawia tyle współczucia co Jehowa, którego dominującym przymiotem jest miłość (1 Jana 4:8). Ze względu na tę ogromną miłość Jehowa nie mógłby postąpić tak bezlitośnie. Warto również zastanowić się: Czy Bóg naprawdę potrzebuje w niebie więcej aniołów? Z Biblii dowiadujemy się, że wszystkie Jego poczynania są dobre i doskonałe (Powtórzonego Prawa 32:4). Osobiście stworzył miliony aniołów i było to wspaniałe osiągnięcie; istot tych bynajmniej nie brakowało (Daniela 7:10). Czyżby więc Bóg jednak pomylił się co do liczby potrzebnych Mu aniołów? Na pewno nie! Wszechmocny nigdy nie popełniłby takiego błędu. Co prawda wybrał niektórych ludzi, aby dołączyli do istot duchowych i stali się częścią Jego niebiańskiego Królestwa, ale osoby te w chwili śmierci nie są małymi dziećmi (Objawienie 5:9, 10). Bóg nie zabiera do nieba dzieci jako aniołów jeszcze z jednego powodu — nie byłoby to zgodne z Jego pierwotnym zamierzeniem. W ogrodzie Eden powiedział Adamowi i Ewie: „Bądźcie płodni i stańcie się liczni oraz napełnijcie ziemię i opanujcie ją” (Rodzaju 1:28). Dzieci są zatem darem od Boga. Bez nich nasza planeta nie mogłaby zostać napełniona prawymi ludźmi. Zamierzeniem Stwórcy nigdy nie było to, aby dzieci umierały i stawały się istotami duchowymi. Biblia oznajmia, że dzieci są „dziedzictwem od Jehowy” (Psalm 127:3). Czyż Jehowa, Bóg miłości, odbierałby rodzicom cenny dar, który sam im dał? W żadnym wypadku! Przedwczesna śmierć dziecka wywołuje nieopisany smutek, rozpacz oraz ból. Jaką nadzieję mogą więc żywić pogrążeni w żałobie rodzice? Biblia obiecuje, że na ziemi przekształconej w raj Bóg wskrzesi niezliczone miliony osób. Wyobraź sobie czasy, gdy całkowicie zdrowe, wskrzeszone dzieci znajdą się wśród kochających bliskich (Jana 5:28, 29). Bóg pragnie, aby się rozwijały, cieszyły życiem oraz uczyły o Nim i o Jego zamierzeniu. A zatem dzieci, które zmarły, nie są aniołami w niebie, lecz oczekują na zmartwychwstanie do życia na rajskiej ziemi. Wtedy zarówno dzieci, jak i dorośli będą korzystać z troskliwej opieki Stwórcy i z radością wysławiać Go po wieczne czasy.
Co Bóg mówi o naszych zwierzętach domowych? W Księdze Rodzaju 9:3-4 Bóg mówi nam, że człowiek nie może odciąć kończyny żywego zwierzęcia. W Exodusie Dziesięć Przykazań przypomina nam, że powinniśmy traktować zwierzęta z szacunkiem i troską, szczególnie te, które uprawiają nasze ziemie.
Z ks. Krzysztofem Kralką SAC, dyrektorem Pallotyńskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji, założycielem wspólnoty Przyjaciele Oblubieńca, autorem książki „Szkoła rozeznania duchowego”, rozmawia Kinga Ochnio. Co to właściwie oznacza: rozeznawać wolę Bożą? Dlaczego warto odpowiedzieć sobie na pytanie: do czego zaprasza mnie Bóg? Bóg pragnie, aby każdy człowiek był zbawiony, aby każdy z nas był szczęśliwy, dlatego ma dla każdego wspaniały plan zbawienia, plan na to, żeby człowiek był spełniony. Gdy człowiek słucha Boga, który się z nim komunikuje, podpowiada, jak żyć, by być zbawionym, by osiągnąć szczęście, wtedy to zaczyna się dziać. Mówimy, że wola Boża to jest właśnie ten plan Stwórcy dla człowieka po to, aby był zbawiony. Co należy czynić, jeśli chce się poznać wolę Bożą względem siebie, czyli pytanieswoje życiowe powołanie? Przede wszystkim musimy pamiętać, że są trzy podstawowe głosy, które podpowiadają nam w życiu. Po pierwsze, to głos Boży, głos dobrego ducha, który chce kierować naszym życiem właśnie ku zbawieniu. Drugi to głos złego ducha, który jest przeciwny i robi wszystko, żeby człowiek był potępiony. Jest jeszcze nasz głos, ludzki, czyli nasze pożądliwości, pragnienia, różnego rodzaju popędy. Człowiek musi nauczyć się rozróżniać, kto mu w danym momencie podpowiada, kto jest inspiracją do myśli, które przychodzą. Do tego dochodzi szereg reguł rozeznawania duchów, tego, kto mi podpowiada. Święci, mistycy, wielcy ludzie Kościoła pozostawili nam jako dziedzictwo owoc tych swoich odkryć duchowych w postaci różnych reguł rozeznawania - chociażby słynne reguły badania duchów św. Ignacego Loyoli. Człowiek, jeżeli chce pełnić wolę Bożą, powinien się uczyć tego, żeby iść za głosem Bożym, a głos złego ducha odrzucać. Często w rozmowach ze znajomymi pojawiają się takie zdania: „Gdybym tylko usłyszała od Boga, że mam wyjść za tego konkretnego mężczyznę, to bym to zrobiła!”. Albo: „Gdybym tylko usłyszał od Boga, że mam zostać kapłanem, to bym to zrobił!”. A jednak nic takiego się nie dzieje. Gdy stoimy przed wyborem ważnej decyzji życiowej, zazwyczaj nie słyszymy w głowie wyraźnego, słyszalnego głosu Boga: „Zrób to i to”. Głos Boga jest bardzo delikatny i nie narzuca się, zawsze jest tylko propozycją. Im bardziej my Boga kochamy, im bardziej Mu ufamy, im bardziej żyjemy w Jego bliskości, obecności, tym bardziej wyczuwamy Jego podpowiedzi, zaproszenia. Na takiej zasadzie rozeznaje się swoje życiowe powołanie: czy to małżeństwo, czy kapłaństwo. Bóg mówi przez różne rzeczy, przez ludzi, okoliczności, nasze pragnienia. Im człowiek bardziej jest wyczulony na obecność Boga w swoim życiu, tym bardziej potrafi Go usłyszeć. Oczywiście, mówimy „usłyszeć” w sposób umowny, bo to nie jest głos człowieka, którego widzimy, namacalnie słyszymy, ale to jest szereg komunikatów, które Bóg do nas kieruje. Sztuka rozeznawania duchowego polega na uczeniu się odbierania tych Bożych delikatnych komunikatów. Często spotykamy ludzi, którzy, owszem, wykonują jakieś polecenia, postępują za głosem sumienia, ale są smutni, niezadowoleni z tego, co robią. Nie ma w nich radości. Czy takie postępowanie może być przyjemne Bogu? To jest dość skomplikowana sytuacja przeplatania się tzw. pocieszenia duchowego ze strapieniem duchowym. To jest kwestia pewnych odczuć, stanów ducha. Mogę pełnić wolą Pana Boga i robić dokładnie to, co On chce, ale w pewnym momencie może pojawić się duży smutek, ludzkie, zmysłowe, emocjonalne niezadowolenie, co nie znaczy, że robię coś złego, bo św. Ignacy Loyola poucza nas, skąd może pochodzić taki smutek, strapienie i co to oznacza. Są takie sytuacje, w których Bóg po prostu poddaje nas próbie i zabiera nam doświadczenie radości, aby każdy z nas mógł przekonać się, czy potrafi być z Bogiem dla Niego samego. Bo bardzo często my jesteśmy z Bogiem, dlatego że On nam coś daje. Zatem czasami Bóg poddaje nas próbie, aby oczyścić nasze motywacje; czasami ten smutek, strapienie duchowe wynika z naszej opieszałości, grzeszności, lenistwa - to są rzeczy zawinione. Istnieje cały aparat rozeznawania, z czego pochodzi mój stan: czy to ja sam doprowadziłem się do smutku, niezadowolenia, frustracji, czy jestem w tym momencie poddany próbie i trzeba wytrwać do końca. Proszę zobaczyć, że w Ogrójcu Jezus jest w strapieniu duchowym, w smutku, trwodze - to jest pewna próba, element cierpienia, które On bierze na siebie po to, aby człowieka uratować. Patrzymy na Jezusa w Ogrójcu i uczymy się, jak zachowywać się w strapieniu duchowym. Kto może nam pomóc w odkrywaniu Bożej woli? Czy to może być spowiednik, czy nasi znajomi? Oczywiście, na pewnym etapie życia duchowego zalecane jest posiadanie kierownika duchowego, czyli człowieka, który obiektywizuje, słucha i który pomaga rozeznać, co jest wolą Bożą, a co jest tylko moim wymysłem. Wielką rolę odgrywa też spowiednik, ale również nasi znajomi, których słuchamy i wiemy, że są ludźmi głęboko duchowymi. Możemy ich zapytać o radę czy poddać się obiektywizacji. Czy odczytywanie Bożego planu może być związane z konkretnymi wydarzeniami w naszym życiu? Czy Bóg daje pewne „drogowskazy”, predyspozycje? My, jako ludzie wiary, patrzymy na to, co dzieje się dookoła nas, na wydarzenia, okoliczności, które przychodzą. Wtedy pytamy: co to ma znaczyć, co Bóg chce mi przez to powiedzieć? Dlaczego te wydarzenia miały miejsce? Jak ja się zachowałem i co to mówi o mnie? Człowiek głęboko duchowy to człowiek, który przeżywa pewną refleksję nad sobą, robi rachunek sumienia, ocenia wydarzenia, które miały miejsce i wyciąga wnioski. Co może doprowadzić do złego rozeznania? Najczęściej złe rozeznanie spowodowane jest zmysłowością człowieka, tym że bardzo ufa sobie, swoim odczuciom, popędom, pragnieniom. A żeby rozeznawać, człowiek musi posiadać wolność wewnętrzną, tzn. że mogę iść tam, gdzie Bóg mnie zawoła, bez względu na to, co czuję, bez względu, czy to jest przyjemne, czy nie. Jeżeli człowiek takowej wolności wewnętrznej nie posiada, wtedy bardzo trudno jest rozeznawać i pełnić wolę Bożą. Jak w takim razie unikać pokus i iść za tym, co dobre? Nie wiem, czy da się unikać pokus - one i tak przyjdą, wszyscy ludzie im podlegają. Pytanie: co zrobić z pokusą? Czy iść za nią, czy ją odrzucić? Cała umiejętność, sztuka walki duchowej polega na tym, że rozpoznaję pokusę, a potem ją odrzucam, nie idę za nią, bo wiem, że nie jest od Boga, że jest pułapką, złem. Nie wolno poprzestać na rozpoznaniu i nawet zaakceptowaniu woli Bożej - trzeba ją jeszcze wypełnić, czyli być jej posłusznym. To też trudne zadanie. Rozpoznanie tego, co Bóg chce, to nie wszystko. Ja jestem zaproszony do tego, aby to zrealizować i mogę mieć z tym pewne trudności, opory. To też jest sztuka uczenia się realizacji, czyli wierności, wytrwałości, cierpliwości. Te rzeczy nie dzieją się szybko, ale Bóg generalnie prowadzi nas wolno, bo prowadzi nas głęboko. To, co szybkie, jest często bardzo powierzchowne, dlatego Bóg, chcąc cały czas pogłębiać nasze życie, zaprasza nieraz do tego, żeby cierpliwie na pewne rzeczy czekać. W tytule najnowszej książki Księdza pojawia się słowo „szkoła”. Czy zatem czytelnik ma spodziewać się lekcji? Książka pomyślana jest jako podręcznik do uczenia się rozeznawania duchowego. To jest szkoła dla początkujących, chociaż niektóre rzeczy są trudne, jest to tak pomyślane, aby każdy mógł ten etap rozpocząć. Na co dzień zajmuję się wspólnotami Przyjaciele Oblubieńca, prowadzę Szkołę Nowej Ewangelizacji, posługuję wielu ludziom, którzy uczą się wchodzić głęboko w życie duchowe. To jest kolejna lekcja, której chcę udzielić tym wszystkim, za których odpowiadam, aby mogli głębiej wejść w życie duchowe, aby mogli uczyć się tych umiejętności, które w zaangażowanym życiu duchowym są bardzo potrzebne. Książka jest po to, aby każdy, dostawszy podstawy wiedzy, mógł podjąć decyzję, czy chce walczyć o siebie w ten sposób, czy wybiera chrześcijaństwo przeciętne, płytkie, niezaangażowane. Przed nami wyjątkowy czas, najważniejsze święto w Kościele katolickim. To też dobry moment do przyjrzenia się i czerpania z postawy Chrystusa. Uczymy się rozeznawania, pełnienia woli Bożej przede wszystkim od Jezusa, więc okres Wielkiego Tygodnia, Triduum Paschalnego to szczególnie uprzywilejowany czas. Czas do tego, żeby uczyć się, co to znaczy wola Boża i jak ją wypełniać, właśnie patrząc na Chrystusa. Dziękuję za rozmowę. Echo Katolickie 13/2018 opr. ab/ab
A Bóg mówi: Jestem wielki, wspaniały, jedyny sens życia, jest wieczność, absolut, jestem czymś niewypowiedzianie pięknym i ja się kocham. Ja Ojciec – kocham Duch Święty – Siebie, Syn Boży. To jest cała Trójca. Ja Kocham Siebie. Bóg nie może siebie nie kochać, bo jest uczciwy i godny miłości nieskończonej. Bóg nie zawsze odwołuje ludzi do siebie, kiedy są na to przygotowani. Ale także ludzie często odchodzą z tego świata przez zaskoczenie, niespodziewanie, a zatem całe życie, każdy dzień i chwila winny być przeżywane w perspektywie śmierci. Wtedy dopiero nasze życie nabiera właściwej mu wartości i jest w takiej cenie, jaka mu się należy. Zdarza się, że ktoś utracił życie w sposób niezawiniony, przez chorobę, wypadek, nagłą śmierć czy inne jeszcze jakieś nieszczęście. Pytanie, jakie kierujemy wówczas do Boga, brzmi ostro: czy musiał(a) umrzeć? Był tak dobry, tak wiele czynił dla drugich, dlaczego odszedł? Temperaturę pytania podnosi fakt, gdy zmarły miał małe dzieci czy odpowiedzialne stanowisko. Kościół wyznaje wiarę w Bożą Opatrzność, która powołała człowieka do istnienia i nie przestaje prowadzić go przez życie, otaczając go miłością i troszcząc się o niego. Przypomina o tym Katechizm Kościoła Katolickiego, kiedy uczy, że: Stworzenie ma właściwą sobie dobroć i doskonałość, ale nie wyszło całkowicie wykończone z rąk Stwórcy. Jest ono stworzone "w drodze" (in statu viae) do ostatecznej doskonałości, którą ma dopiero osiągnąć i do której Bóg je przeznaczył. Bożą Opatrznością nazywamy zrządzenia, przez które Bóg prowadzi swoje stworzenie do tej doskonałości. Wszystko zaś, co Bóg stworzył, zachowuje swoją Opatrznością i wszystkim rządzi, "sięgając potężnie od krańca do krańca i władając wszystkim z dobrocią" (Mdr 8,1), bo "wszystko odkryte i odsłonięte jest przed Jego oczami" (Hbr 4,13), nawet to, co ma stać się w przyszłości z wolnego działania stworzenia. Niemniej jednak Stwórca obdarzył człowieka właściwą dla niego wolnością, co oznacza, że cieszy się on możliwością podejmowania wolnych czynów, dobrych lub złych, za które również ponosi odpowiedzialność i jest wynagradzany; za dobre czyny słusznie oczekiwać może wynagrodzenia, na ziemi i w niebie, natomiast za złe postępowanie czeka go kara, także na ziemi i po śmierci. Człowiek ma również władzę nad swoim życiem. On nadaje mu ostateczny kształt. Poprzez swoje wybory, decyzje, pracę czy przyjaźnie każdy z ludzi doskonali (lub osłabia i niszczy) dar życia otrzymany bezpośrednio od swoich rodziców (pośrednio zaś od Boga). Są sytuacje, że ktoś utracił życie w sposób niezawiniony, przez chorobę, wypadek, nagłą śmierć czy inne jeszcze jakieś nieszczęście. Pytanie, jakie kierujemy wówczas do Boga, brzmi ostro: czy musiał(a) umrzeć? Był tak dobry, tak wiele czynił dla drugich, dlaczego odszedł? Temperaturę pytania podnosi fakt, gdy zmarły miał małe dzieci czy odpowiedzialne stanowisko. Dlatego kiedy z różnych względów zmuszeni jesteśmy pożegnać się z obecnym życiem, buntujemy się i kłócimy z Bogiem, że zabiera nas za wcześnie, bez przygotowania i z zaskoczenia. Ponieważ nie znamy daty swojej śmierci, jej ewentualność nie powinna być źródłem niepokoju, ale wezwaniem do czujności i odpowiedzialności za własne życie, do której wielokrotnie nawoływał Chrystus. Tak więc do Apostołów, którzy zasnęli w ogrodzie Getsemani, skierował słowa, które ważne są również dla nas: "Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe" (Mt 26,41). Bóg nie zawsze odwołuje ludzi do siebie, kiedy są na to przygotowani. Ale także ludzie często odchodzą z tego świata przez zaskoczenie, niespodziewanie, a zatem całe życie, każdy dzień i chwila winny być przeżywane w perspektywie śmierci. Wtedy dopiero nasze życie nabiera właściwej mu wartości i jest w takiej cenie, jaka mu się należy. Bóg w wystarczający sposób objawił nam samego siebie, byśmy mogli mu zaufać. Na przestrzeni wielu wydarzeń historycznych, dzieł natury i poprzez życie Jezusa Chrystusa pokazał nam, że jest On wszechpotężny, wszechwiedzący, wszechmocny, miłosierny, święty, niezmienny i wieczny. I poprzez to objawienie, potwierdził że jest Jeżeli mieliśmy dobrą więź z rodzicami, nie trzymaliśmy się ich kurczowo, a oni nas od siebie nie uzależniali, to kiedy umierają, jesteśmy w rozpaczy, ale nie spada nam poczucie chęci czy sensu życia. Jednak nie zawsze tak jest - mówi psychoterapeutka Ewa Chalimoniuk. NEWSWEEK: Dlaczego śmierć rodziców, bez względu na to, ile mamy lat jako dzieci, jest tak bolesna? Ewa Chalimoniuk: Bo każda śmierć bliskiej osoby bardzo boli. Czujemy się tak, jakby ktoś wyrwał nam kawałek żołądka albo serca. Jest to zawsze proces trudny i bolesny. Jednak jeżeli mieliśmy wystarczająco dobre relacje z rodzicami, to godzenie się na ich śmierć może być łagodne, dlatego że „spotkaliśmy się” za życia. Wszystko, co było ważne, powiedzieliśmy sobie i daliśmy w dwie strony. Normalna żałoba nie wymaga żadnej terapii, to jest naturalny proces, który powinien odbywać się wśród najbliższych. Jeżeli jednak nie zbudowaliśmy innych, równie ważnych i dobrych więzi z dziećmi czy z mężem, to śmierć rodzica może być bardzo dramatyczna. Bo okazuje się, że to była najważniejsza w naszym życiu osoba. Żałoba staje się wtedy trudniejsza. Nie ułatwiają jej też pogmatwane relacje z rodzicami. Jeżeli przez całe życie mieliśmy nieustającą nadzieję, że one się poprawią, to kiedy rodzic umiera, nagle zostajemy w rozpaczy, że to się już nigdy nie stanie. I często takie osoby trafiają do mnie na terapię. Zostają z niedokończonym życiowym tematem. Jak mają teraz same sobie wybaczyć, jak się ukoić, dać sobie opiekę, poczucie wartości, ważności, spełnienia, bycia kochanym? Jeśli nigdy nie doczekały się tego od swojej matki albo nie umiały tego dać, bo nie umiały wybaczyć rodzicowi i do końca żyły w dystansie albo pretensji czy nienawiści? Zostają z poczuciem winy lub krzywdy. To znaczy, że relacja, jaką mieliśmy z rodzicami, wpływa na rodzaj żałoby po nich i sposób jej przeżywania? – Tak. Jeżeli mieliśmy dobrą więź z rodzicami, nie trzymaliśmy się ich kurczowo, a oni nas od siebie nie uzależniali, to kiedy umierają, jesteśmy w rozpaczy, ale nie spada nam poczucie chęci czy sensu życia. Jeżeli jednak proces oddzielania pępowiny i stawania się autonomiczną osobą nie do końca się powiódł i – jako dorośli – jesteśmy emocjonalnie zależni od swoich rodziców albo ci rodzice nas uzależnili od siebie, to moment, kiedy odchodzą, jest najczęściej pozorną ulgą. Tak naprawdę przed tą osobą dopiero otwiera się pustka, otchłań rozpaczy i samotności. Jak nagle z takiej uzależnionej emocjonalnie osoby stać się kimś niezależnym? Miewałam takich pacjentów. Bardzo dorosłe osoby były nagle jak dziecko we mgle, nie wiedziały, co mają ze sobą zrobić. Za życia rodziców sytuacja takiego uzależnienia nie była aż tak ewidentna? – Czasem pewnie pojawiał się bunt, czasem złość, ale jeśli nie umiemy sobie z czymś poradzić, to w tym tkwimy. Jest to znana nam sytuacja, czasami frustrująca, a czasami uznana za prawidłową. Tylko że jeżeli to było nadmierne uzależnienie, to wraz ze śmiercią rodzica kończy się w pewnym sensie życie tej osoby, która nie zbudowała czegoś własnego. Przypomina to sytuację małego dziecka, które bez opieki rodziców jest bezradne i przerażone widmem śmierci. Takie wewnętrzne stany mogą pojawiać się też w życiu dorosłej osoby, która traci rodziców, od których była uzależniona. Czy śmierć rodziców w dorosłym życiu przeżywa się inaczej niż stratę innej bliskiej osoby? – Utrata rodziców ma swoje specyficzne cechy. Po pierwsze, przybliża nas do własnej śmierci. Kiedy umierają nasi rodzice, a my jesteśmy w drugiej połowie życia, to jeszcze bardziej nas konfrontuje z tym, że należymy już do pokolenia, które starzeje się i zaczyna umierać. Po drugie – oto stykamy się z rzeczywistością, w której nie mamy już mamy i taty. To przekonanie pochodzi głęboko z naszego wnętrza i jest niezależne od tego, jacy oni byli. To jest dla człowieka bardzo bolesna i dramatyczna świadomość. Że został sam. Nawet jak ma dzieci, męża, żonę, to jako dziecko jest już sierotą. Po trzecie – oprócz bólu, smutku i żalu możemy bardziej niż w innych przypadkach paradoksalnie doświadczać ulgi, nie wykluczając tamtych uczuć. Dlaczego ulgi? – Bo kiedy ma się normalne życie związane ze swoją rodziną, pracą, często daleko od rodziców, to opieka nad nimi, kiedy się starzeją, dodatkowo nas absorbuje. Szczególnie gdy są już owdowiali, cierpią i chorują, potrzebują od nas dużego zaangażowania. Kiedy odchodzą, doświadczamy ulgi. Nie ma jej w takim wymiarze, kiedy umiera dziecko czy partner. Perspektywa obcowania i konfrontacji z niedołężnością, cierpieniem i umieraniem naszych rodziców bywa trudna. Chcemy od niej uciec. Jednocześnie świadomość, że nie jesteśmy w stanie tego procesu umierania powstrzymać, jest bardzo bolesna. Akt zgonu jest rozwiązaniem tego wewnętrznego konfliktu. Czy uświadamiamy sobie tę ulgę? – Oczywiście, bo czujemy, że ciąży na nas odpowiedzialność moralna za godne życie matki czy ojca. Teraz ludzie żyją dużo dłużej. Jeżeli umiera osoba, która ma 80 czy 90 lat, to ona raczej już wymagała bardziej intensywnej opieki. Ulga może płynąć również z poczucia, że ona już nie cierpi z powodu swojej choroby. Czy kiedy umierają rodzice, to w dorosłym człowieku budzi się dziecko? – Ten moment rozpaczy, że oto nie mam już mamy czy taty, nie jest głosem osób dorosłych, ale wewnętrznej regresji do małego dziecka. Doświadczamy strachu i lęku, że zostajemy sami. Nie są to stany związane z rzeczywistością, bo nie byliśmy już od rodziców zależni, często raczej oni od nas. Ale te uczucia się pojawiają. Mogą być szczególnie rozpaczliwe i dłużej trwać u osób, które nie ułożyły sobie dorosłego życia. Czy myśli pani, że religijność pomaga w godzeniu się ze śmiercią bliskich nam osób? – Może, ale nie musi tak być. Osoby głęboko religijne mają w swojej wierze oparcie i to im pomaga. Bo na tym polega wiara. Czasem w dojrzały sposób godzą się z tym, że Bóg nas stworzył i Bóg zabiera życie. A czasem w taki bardziej magiczny, że z osobą, która odchodzi, spotkają się później w niebie, że nie muszą się już o nią martwić, bo jej jest już dobrze. Tak jak w innych trudnych momentach szukają oparcia w sile wyższej, tak w momencie śmierci tym bardziej, bo jest to bardzo trudne, progowe doświadczenie. Ale wiele religijnych osób w procesie żałoby czuje żal i złość do Boga. Dobrze, jak dają sobie prawo do tego gniewu, gorzej, gdy jest on blokowany przez stereotypy, np. „nie można się złościć na Boga” – wtedy proces żałoby nie może się wysycać. Dla niektórych ból utraty jest tak wielki, że obrażają się na Boga i odchodzą z Kościoła. Często jest to tylko etap ich żałoby. Gdy poradzą sobie z infantylną nadzieją, że wiara czy Bóg miał ich uchronić przed utratą kochanej osoby, wracają do swojej wiary. Osoby niewierzące nie przeżywają tego. Za to częściej karmią się nadzieją, że gdyby wierzyły w życie pozagrobowe, to byłoby im łatwiej. Możliwe, że niektórzy z nich w tym momencie szukają pocieszenia w wierze albo stają się religijni. A czy pani w swojej praktyce zawodowej spotkała się z tym, że osoby wierzące łagodniej przechodzą żałobę? – Nie mogę powiedzieć, że łagodniej. Bo na przykład agnostycy nie mają oparcia w wierze, ale wiedzą, że to już koniec i są pogodzeni z tym, że tak się właśnie kończy życie. Że to jest tak, jakby mieli zasnąć. Ale tak samo przeżywają swoje osamotnienie, opuszczenie, że już tego rodzica nie ma. Niezależnie od wiary i przekonań zostają z uczuciem opuszczenia i utraty. Doświadczają tego osoby wierzące i niewierzące. Osoby wierzące mogą mieć nadzieję na spotkanie. – Przez dwadzieścia lat mojej pracy nie pamiętam, żebym słyszała nawet od osób głęboko wierzących, że mają nadzieję na spotkanie po śmierci ze swoim bliskim. Nie wiem, z jakiego powodu, czy jest to rzecz tak intymna? Częściej mówią, że ufają Bogu, że ta osoba jest już bezpieczna, że jest już w dobrym miejscu, że już ma spokój. Starzy ludzie często mówią, że chcą już dołączyć do zmarłych, bo samotne życie w chorobie straciło dla nich radość i sens. Pamiętam jednego chłopca, który chciał umrzeć, żeby się już spotkać z mamą. Ale to było dziecko. Nadzieja na spotkanie z ukochaną osobą w niebie jest potrzebna małym dzieciom, by poradzić sobie ze śmiercią. Czy na śmierć rodziców można się przygotować? – Jeśli ktoś nie zaprzecza zupełnie rzeczywistości, z którą ma kontakt, to zauważy, że ona go przygotowuje. Proces starzenia się, niedołężnienia naszych rodziców jest zapowiedzią ich śmierci. Osoby wierzące przygotowuje do tego wiara. Z prochu powstaliśmy i w proch się obrócimy. Właściwie od początku życia wiemy, że jesteśmy śmiertelni i w naturalnym porządku nasi rodzice odejdą przed nami. Przygotowaniem, które nieco łagodzi ich odchodzenie, jest trud, który musimy włożyć w patrzenie, jak chorują, niedołężnieją, mówią, że już chcą umrzeć, że życie jest dla nich cierpieniem. Jeśli jesteśmy obecni w życiu tych ludzi, to cały czas konfrontujemy się z tym, że ich śmierć już niedługo nastąpi. Często rodzice próbują przygotować dzieci na swoją śmierć, mówiąc, w czym chcą być pochowani, w jakim obrządku i gdzie. Na początku część dorosłych ludzi temu zaprzecza. Często z lęku przed śmiercią albo żeby nie urazić rodziców, nie chcą o tym rozmawiać. Jest to jednak prawdziwa potrzeba starszych ludzi, którzy chcą pozamykać swoje sprawy. I kiedy już nie boimy się rozmawiać o ich umieraniu, to mamy szansę przejść proces żegnania się z nimi i przygotowania do ich odejścia. Większość ludzi chce poważnie rozmawiać o tym, co ich czeka. Martwią się tym, co po sobie zostawią. Albo boją się swojej śmierci. Czasem niewierzący, którzy byli ochrzczeni, chcą jednak być pochowani zgodnie z religijnym obrządkiem i chcą, by dzieci im w tym pomogły. Wydaje się, że umieranie może być procesem bardzo świadomym. – Zależy, w jakim stanie umysłu są ludzie i na ile są pogodzeni ze swoim życiem i śmiercią. Znałam w swoim życiu takich, którzy codziennie odmawiali pacierz po to, żeby już przyszła po nich śmierć. I to było szczere i prawdziwe. To ci, którzy chcą już spokojnie odejść, są duchowo i świadomościowo gotowi. Jest też druga grupa ludzi, tak bardzo niepogodzonych z tym, że ich życie dobiega kresu, że są bardzo uciążliwi dla innych, szarpią się psychicznie, odchodzą w bardzo dużym napięciu. Całe nasze życie jest procesem godzenia się z utratami i dojrzewania do odejścia, do śmierci. W zależności od tego, jak nam się to uda, na ile żyliśmy w zgodzie ze swoimi wartościami czy celami, to taką mamy śmierć. Utrata rodziców jest jedną z większych strat i krokiem milowym w przybliżaniu się do własnego kresu. – Na skali frustracji i cierpienia największym bólem jest utrata małżonka i dziecka, nie rodziców, bo to jest naturalny proces. I atawistycznie mamy zakodowany ten porządek odchodzenia. Jednak pod tym względem, na który pani zwraca uwagę, że to nas konfrontuje z własną śmiertelnością, jak zadbać o swoje odchodzenie, jak się z tym zmierzyć, to na pewno śmierć rodziców jest wydarzeniem bardzo ważnym. Uświadamiamy sobie wtedy, że za chwilę nasza kolej. Rodzice to te osoby, które były zawsze. To ich zobaczyliśmy jako pierwszych na tym świecie. Z nimi przeżywaliśmy swoje dzieciństwo. I z nimi ono poniekąd odchodzi. – Dla jedynaków może być to trudniejsze. Bo tylko rodzice są lustrami ich pierwszych doświadczeń życiowych. Tylko w rodzicach było jeszcze potwierdzenie ich życia, wspomnień i tego, czego doświadczyli. Myślę, że dla osób, które mają braci, siostry, wujków, większy krąg przyjaciół i rodzinę, tych luster, które są świadkami ich życia, jest więcej. Rodzice jako jedyni mają dostęp do naszych najwcześniejszych lat, których my nawet nie pamiętamy. Mamy je w pamięci raczej przez ich wspomnienia, jacy byliśmy, jak wyglądały nasze pierwsze lata. Ze śmiercią naszych rodziców kończy się ważny etap w życiu, kiedy byliśmy dla kogoś dziećmi. Ewa Chalimoniuk - certyfikowana psychoterapeutka i trenerka Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, Europejskiego Stowarzyszenia Psychoterapii. Prowadzi terapię indywidualną, rodzinną i grupową, korzystając z różnych podejść teoretycznych. W latach 2009-2011 przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Integracji Psychoterapii. Członek zespołu Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie Katarzyna Zacharska - dziennikarka i redaktorka, współpracuje z magazynem „Newsweek Psychologia”

Dowiedz się, dlaczego Bóg błogosławi nas bogactwem i jak go używać dla Jego chwały. Dowiedz się, jak pieniądze mogą pomóc szerzyć Jego przesłanie i nieść nadzieję potrzebującym. Poznaj prawdziwy cel Bożych błogosławieństw i znajdź inspirację, by prowadzić satysfakcjonujące życie.

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż kontoNie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.Podaj powód zgłoszeniaSpamWulgaryzmyRażąca zawartośćPropagowanie nienawiściFałszywa informacjaNieautoryzowana reklamaInny 18:38:43 Nie znałam Ani, osobiście,poznałan Jej historie choroby przez Kurier Poranny-Dalej śledziłam jej losy-trzymałam kciuki-niestety nie mogłam inaczej jej pomóc,gdyz sama mam Białaczke,byłam pewna ze Jej sie uda ,ze pokona te chorobe,byla tak blisko-niestety Bóg chciał jak sie tylko dowiedziałam o Ani,sama w sobie poczułam wielki niepokój,załamanie,lęk-to samo mnie będę walczyła-a czy wygram???To sam jeden Bóg wie...Ani nie znałam-mysle ze poznam w tym lepszym świecie,gdzie nie ma tej choroby, bólu,cierpienia, Aniu,niech Ci ziemia lekką zobaczenia. [/quot musisz wygrać....i tylko się nie poddawaj....Ania miała najgorszy typ białaczki,nowotwór kości ,bardzo cierpiała,ale teraz już śpi mój Anulek kochany.... 17:53:55CYTAT(Gość @ 15:34:06) TE TWOJE "PHI" NA ŁOŻU ŚMIERCI BLISKIEJ CI OSOBY CHCIAŁBYM POWIEDZIEĆ PALANCIE powiem wam wszystkim tak.... Z Anią znałyśmy sie w dzieciństwie,nasi rodzice sie przyjaznili..potem nasze drogi sie rozeszły i po 15 latach dowiedzialam sie ,że Anulka jest tak chora...po 10 dniach zgłasza się 500 osob do oddania krwi i zostania dawcami szpiku..... piszą o Ani i o jednej osobie ale ja stalam i prosiłam,pisałam gdzie sie da...pomogła mi Gosia z KP...dzięki akcji juz 7 osób zostało dawcami szpiku i dzięki nim 6 osób żyje.... zrobiłam wszystko co mogłam nie udało się jej uratować..... numer jest na stronie Ani i wierz mi PALANCIE..że ja szanuję każde życie,żeby nawet mówili przez rok o jednej osobie... MMała 00:53:37 Aniu, Spoczywaj w Pokoju Kasik jestem z Tobą. Wygrasz! Juz prawie 2 a moze 3 lata jestem zarejestrowana jako dawca, może kiedys komuś pomogę i zachęcam, a nawet PROSZĘ każdego... ZAREJESTRUJCIE SIĘ. 17:34:06CYTAT(baraqs @ 02:55:23) Phi, jakaś Ania umarła, był ktoś w dziecięcym szpitalu klinicznym na oddziale onkologii? Co tu się martwicie jedną osobą, tam wiele dzieci jest śmiertelnie chorych, nie rozumiem rozpaczy nad jedną istotą, gdy można uratować setki, a większość z was ma to gdzieś... Chcecie pomóc? Nie gadajcie bzdur, tylko działajcie!! Klinika Onkologii i Hematologii Dziecięcej Oddział onkologii dziecięcej ul. J. Waszyngtona 17, 15-274 Białystok Lub też Hospicjum Link KLIK Wystarczyło poszukać w Google. Cytuję: ========================================================= Pomóż nam pomagać nieuleczalnie chorym ludziom. Oprócz datków pieniężnych bardzo potrzebne są: * biała pościel * łóżka elektrycznie sterowane Jeżeli ktoś z Państwa dysponuje takimi przedmiotami i mógłby przekazać je na rzecz Hospicjum w Białymstoku proszę kontaktować się z dr Jolantą Iwanowską [email protected] lub pod tel.: (085) 732 74 27, 741 72 52 Za wszelkie wsparcie wielkie dzięki. Czekamy na darowizny przez cały rok, każda złotówka jest ważna. Także dzięki możliwości dysponowania 1 procenetm podatku każdy może się włączyć w dzieło pomocy innym. Jesteśmy Organizacją Pożytku Publicznego. Konto TPCh Hospicjum w Białymstoku: PKO BP IO/Białystok 85 1020 1332 0000 1802 0026 1628 ============================================================== Rozumiecie o co mi chodzi?! Ona już umarła, ale są setki potrzebujących, więc jeżeli rzeczywiście zależy wam na ich losie, pomóżcie im, choćby odwiedzając ich w szpitalu, pytając, czy niczego im nie trzeba, bo może leżą, samotnie na sali, cierpią po zabiegach, cierpią czując nieuchronny koniec, cierpią w samotności... Czyny świadczą o nas, a nie słowa. Im dłużej my żyjemy, tym więcej możemy zrobić. TE TWOJE "PHI" NA ŁOŻU ŚMIERCI BLISKIEJ CI OSOBY CHCIAŁBYM POWIEDZIEĆ PALANCIE 13:44:22 DO ~miko~ słowa które napisałaś to totalne ignoranctwo. Przykro mi ale to już chyba taka polska mentalność wszystko krytykować z wygodnego miejsca obserwatora. Inaczej wyglądała by zamiana miejsc. Dziwne jest to, że trzeba tłumaczyć dlaczego ktoś chciał komuś pomóc, osobom, które nie potrafią lub nie chcą do kogoś wyciągnąć Anie i była cudowną dziewczyną. Nikomu nie odmówiła by pomocy. Dzięki historii jednej osoby poznajemy świat wszystkich chorych. Nie sposób napisać o wszystkich. ale ta jedna osoba jest przykładem. Wielu chciało pomoc Ani, gdyby tylko mogli oddali by swój szpik. Możliwe że udało by się , gdyby właśnie nie ignorowali tego jak robi to ~miko~ widząca świat obecny jak średniowiecze bez szans na ratunek cierpiącym. Chociaż tak naprawdę inaczej by pisała gdyby ją taka choroba dotknęła. W genealogii każdego człowieka, statystycznie co najmniej jeden raz zdarza się, że przodek zostaje przez kogoś uratowany przed śmiercią. Gdyby nie owy ratunek naszego przodka, nasza linia życia nie dotarła by do nas. I nie mieli byśmy szansy postawić się w roli tego kto może, chce i pomoże. Bo przecież każdy z nas nosi w sobie lekarstwo które uratuje komuś życie. 12:50:46 Nie znałam Ani, osobiście,poznałan Jej historie choroby przez Kurier Poranny-Dalej śledziłam jej losy-trzymałam kciuki-niestety nie mogłam inaczej jej pomóc,gdyz sama mam Białaczke,byłam pewna ze Jej sie uda ,ze pokona te chorobe,byla tak blisko-niestety Bóg chciał jak sie tylko dowiedziałam o Ani,sama w sobie poczułam wielki niepokój,załamanie,lęk-to samo mnie będę walczyła-a czy wygram???To sam jeden Bóg wie...Ani nie znałam-mysle ze poznam w tym lepszym świecie,gdzie nie ma tej choroby, bólu,cierpienia, Aniu,niech Ci ziemia lekką zobaczenia. 11:56:40 Wielu młodych ludzi umiera codziennie, zmarła i Ania. Dziwne, ze akurat KP poświęca uwagę akurat 1 osobie , gdy na raka , białaczkę choruje dużo młodych ludzi którzy niedługo umrą, a o tych wielu co zmarli nikt nie raczył napisać. Nigzie nie jest powiedziane, ani napisane, ani nie ma na to żadnej umowy z nikim, że człowiek ma żyć do emerytury. To naturalne w przyrodzie ze jedne organizmy sa zabijane w zarodku, inne w zaawansowanej ciąży, inne w wielu niemowlęcym, szkolnym, inne w wieku późniejszym. Takie są reguły. W/g religii największych życie tu jest jakimś etapem przed wiecznością. W/g ateistów, materialistów to jest koniec całkowity życia w jakiejkolwiek formie. 09:45:28CYTAT(~gosc~ @ 07:40:19) Czy to dla ciebie takie smieszne ze odchodzi mloda kobieta ktora ma zycie przed soba:/ ciekawe jak bys sie ty poczul jak by to zmarla twoja najblizsza osoba czy tez by bylo"Phi" wez sie zastanow co piszesz koalego Człowiek ma rację. Jak się o kimś napisze to pytania, dlaczego. Każdy gondolencje składa itd itp. Codziennie młodzi ludzie umierają na białaczkę i nie tylko. I tym sie nikt nie interesuje. Nawet nie macie pojęcia. To prawda, to tylko jedna z wielu osoba. Nie różni się niczym od pozostałych śmiertelnie chorych. Za pare dni i tak zapomnicie o takiej osobie. ~gosc~ 09:40:19CYTAT(baraqs @ 02:55:23) Phi, jakaś Ania umarła, był ktoś w dziecięcym szpitalu klinicznym na oddziale onkologii? Co tu się martwicie jedną osobą, tam wiele dzieci jest śmiertelnie chorych, nie rozumiem rozpaczy nad jedną istotą, gdy można uratować setki, a większość z was ma to gdzieś... Chcecie pomóc? Nie gadajcie bzdur, tylko działajcie!! Klinika Onkologii i Hematologii Dziecięcej Oddział onkologii dziecięcej ul. J. Waszyngtona 17, 15-274 Białystok Lub też Hospicjum Link KLIK Wystarczyło poszukać w Google. Cytuję: ========================================================= Pomóż nam pomagać nieuleczalnie chorym ludziom. Oprócz datków pieniężnych bardzo potrzebne są: * biała pościel * łóżka elektrycznie sterowane Jeżeli ktoś z Państwa dysponuje takimi przedmiotami i mógłby przekazać je na rzecz Hospicjum w Białymstoku proszę kontaktować się z dr Jolantą Iwanowską [email protected] lub pod tel.: (085) 732 74 27, 741 72 52 Za wszelkie wsparcie wielkie dzięki. Czekamy na darowizny przez cały rok, każda złotówka jest ważna. Także dzięki możliwości dysponowania 1 procenetm podatku każdy może się włączyć w dzieło pomocy innym. Jesteśmy Organizacją Pożytku Publicznego. Konto TPCh Hospicjum w Białymstoku: PKO BP IO/Białystok 85 1020 1332 0000 1802 0026 1628 ============================================================== Rozumiecie o co mi chodzi?! Ona już umarła, ale są setki potrzebujących, więc jeżeli rzeczywiście zależy wam na ich losie, pomóżcie im, choćby odwiedzając ich w szpitalu, pytając, czy niczego im nie trzeba, bo może leżą, samotnie na sali, cierpią po zabiegach, cierpią czując nieuchronny koniec, cierpią w samotności... Czyny świadczą o nas, a nie słowa. Im dłużej my żyjemy, tym więcej możemy zrobić. Czy to dla ciebie takie smieszne ze odchodzi mloda kobieta ktora ma zycie przed soba:/ ciekawe jak bys sie ty poczul jak by to zmarla twoja najblizsza osoba czy tez by bylo"Phi" wez sie zastanow co piszesz koalego 04:55:23 Phi, jakaś Ania umarła, był ktoś w dziecięcym szpitalu klinicznym na oddziale onkologii? Co tu się martwicie jedną osobą, tam wiele dzieci jest śmiertelnie chorych, nie rozumiem rozpaczy nad jedną istotą, gdy można uratować setki, a większość z was ma to gdzieś... Chcecie pomóc? Nie gadajcie bzdur, tylko działajcie!! Klinika Onkologii i Hematologii Dziecięcej Oddział onkologii dziecięcej ul. J. Waszyngtona 17, 15-274 Białystok Lub też Hospicjum Link KLIK Wystarczyło poszukać w Google. Cytuję: ========================================================= Pomóż nam pomagać nieuleczalnie chorym ludziom. Oprócz datków pieniężnych bardzo potrzebne są: * biała pościel * łóżka elektrycznie sterowane Jeżeli ktoś z Państwa dysponuje takimi przedmiotami i mógłby przekazać je na rzecz Hospicjum w Białymstoku proszę kontaktować się z dr Jolantą Iwanowską [email protected] lub pod tel.: (085) 732 74 27, 741 72 52 Za wszelkie wsparcie wielkie dzięki. Czekamy na darowizny przez cały rok, każda złotówka jest ważna. Także dzięki możliwości dysponowania 1 procenetm podatku każdy może się włączyć w dzieło pomocy innym. Jesteśmy Organizacją Pożytku Publicznego. Konto TPCh Hospicjum w Białymstoku: PKO BP IO/Białystok 85 1020 1332 0000 1802 0026 1628 ============================================================== Rozumiecie o co mi chodzi?! Ona już umarła, ale są setki potrzebujących, więc jeżeli rzeczywiście zależy wam na ich losie, pomóżcie im, choćby odwiedzając ich w szpitalu, pytając, czy niczego im nie trzeba, bo może leżą, samotnie na sali, cierpią po zabiegach, cierpią czując nieuchronny koniec, cierpią w samotności... Czyny świadczą o nas, a nie słowa. Im dłużej my żyjemy, tym więcej możemy zrobić. 00:46:03 ps. Gdzie mozna sie zbadac na dawce szpiku? 00:07:47 Ech dlaczego akurat ona (( byla mloda kobieta ( dlaczego takich ludzi zabiera Bóg do siebie a alkoholikow co pija codziennie, gdzie tu jest sprawiedliwosc?? Wyrazy szczerego współczucia dla RODZINY I ZNAJOMYCH ANI. Mam 54 lata za sobą i serdecznie współczuję Rodzinie ! Wśród moich znajomych podobna tragedia dotknęła ich kilkuletnią Córeczkę - ból nie do opisania ! Mimo wszystko, trzeba z tym się pogodzić (każdy na swój sposób, jak potrafi ). Wierzę, że lekarze robili, co było w ich mocy - niestety i w tym wieku nie wszystko jeszcze można ! Dopiero teraz widzę, że problemy z życia codziennego w porównaniu nieszczęściem innych są NICZYM ! ~gosc~ 23:58:07 Ech dlaczego akurat ona (( byla mloda kobieta ( dlaczego takich ludzi zabiera Bóg do siebie a alkoholikow co pija codziennie, gdzie tu jest sprawiedliwosc?? Wyrazy szczerego współczucia dla RODZINY I ZNAJOMYCH ANI. Śpieszmy się Kochac ludzi, Tak szybko odchodza 23:52:31 Życie jest takie kruche... Tam, gdzie Ania teraz jest, na pewno nie ma już bólu, łez... Wyrazy współczucia dla najbliższych. ~Agata~ 23:11:16 Wyrazy szczerego współczucia dla RODZINY ANI. Aniu spoczywaj w pokoju
Mojżeszowa 2.15 mówi, że Bóg wziął człowieka, którego stworzył i osadził go w ogrodzie, aby się nim opiekował. Bóg stworzył opiekuna Jego ziemi. On dał człowiekowi władzę nad wszystkimi rzeczami i określił pracę do wykonania (1 Ks. Mojżeszowa 1.28). Pierwszym zadaniem człowieka było nazwanie wszystkich zwierząt (1 Ks. なぜ神様は私たちの身近な存在を奪うのか? 大切な人を亡くすことは、人生の中で最も恐ろしい経験のひとつであることは間違いありません。死そのものは謎に包まれた神秘的なものですが、悪や苦しみを連想させます。多くの人は、「どこにあるの? 神様 私たちの周りでは 歴史 悲劇ですか?なぜ 神様 は、私たちの 子どもたち?なぜ 神様 私たちを 今後? これもまた、様々な角度から見ることができる問題です。この神の計画を理解するのは困難なことが多い。この場合は、なぜか 神様 は、私たちが予期しないときに人を奪うのではないか?それとも何か後ろめたいことでもあるのでしょうか?しました。 神様 は私に怒っていますか?これは絶対に間違ったアプローチです。そんな時、私たちは反発します。 ミスター 神様. で 信仰 自分勝手に、自分だけのプリズムで見てはいけない。もう少し広い視野で見なければなりません。信仰とは、私たちに日々もたらされる恵みの行為であると考えるべきです。 信頼感 神様彼の計画を信じて、私たちは良くも悪くもこの中にいることを忘れてはなりません。死は意味をなさない 私たちのために 罰を受けることになります。時には、悪意を持って人の命を奪うことができる人も含め、すべての人間に与えられた自由意志の結果として死が訪れることもあります。の時はどうでしょうか? 神様 子供を独り占めしている?この点についても、神への揺るぎない信仰という観点から見る必要があります。 もちろん 神様 苦しみから完全に解放されることを求めているわけではありません。主はそのような出来事を私たちに経験させ、そのことを神のように証言してくださいます。しかし、主の善意と慈悲を忘れてはなりません。たとえ絶望的な状況、勝ち目のない状況に置かれたとしても、私たちには苦しむ権利があり、不幸になる権利があります。主の唯一の 神様 私たちからの要求は、常に 信仰 彼と彼の能力に 主は、私たちの人生には死がつきものであり、死はこの地上でのみ悪と見なされるという事実に私たちを慣れさせます。揺るぎない信仰を持つ人、欲望を持つ人 慈悲 死後、彼らは信じられないような体験をする、それは 永遠の命 我々の側で ミスター in heaven。それは最大の アワード クリスチャンに降りかかる可能性のあるそのため、私たちは 常設 地上の生活でどんな不利益を被っても、主との和解のために努力すること。普通の人である私たちにとって 生き物 これは素晴らしいテストです。しかし、私たちは 常設 感謝され、報われる。 瞬間 迷いや弱さは人間のもの。しかし、私たちは常に神の恵みに頼ることができることを忘れてはなりません。 常設 に囲まれています。ですから、愛する人の死という最大の悲しみと危機の中にあっても、主に信頼する強さを見いだそうではありませんか。 投稿ナビゲーション Dlatego Bóg zachęca każdego z nas: "Bądź mądry, synu, rozwesel me serce, a tym, co lżą mnie, odpowiem." (Prz 27,11) Mamy wolną wolę daną od Boga i możemy wybrać czy staniemy w tym konflikcie po stronie szatana, czy po stronie Boga udowadniając, że nie oczekujemy, że Bóg będzie usuwał z naszej drogi wszelkie przeszkody.

Boże mój… Dlaczego jest śmierć? Dlaczego ludzie umierają? Dlaczego tak ciężko jest pogodzić się ze śmiercią najbliższych? Codziennie w drodze do pracy mijam słup ogłoszeniowy, a na nim kilka klepsydr pogrzebowych. Przystaję, czytam i wzdycham do Boga za zmarłymi. Czy tak musiało się stać? Umieranie jest bolesne. Nie tylko dla tego kogo dotyczy, ale też dla bliskich. Nie mogę pogodzić się z tym, że ta śmierć jest, że przychodzi i zabiera. Czasami spokojnie we śnie, niekiedy długo, w cierpieniu, a czasami nagle, boleśnie… Nie ma reguły. Mówi się, że: „Jakie życie, taka śmierć”. Ale czy to prawda? Nie wiem. Nie godzę się na śmierć, ale wiem, że ona mnie czeka, że trzeba będzie odejść z tego świata. To konsekwencja grzechu pierworodnego. Śmierci nie da się zrozumieć. I żeby nie poddać się rozpaczy, trzeba ją zaakceptować i to przez pryzmat zmartwychwstania Jezusa. On ją pokonał. Umarł dla nas i dla nas zmartwychwstał. „Zwycięstwo pochłonęło śmierć” (1 Kor 15, 54b). Śmierć jest tylko przejściem z tego świata na tamten, a ciało dane tylko na chwilę. Kiedyś pewna matka strasznie rozpaczała, że urodził jej się niepełnosprawny syn. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego? I któregoś dnia, ktoś powiedział jej takie oto słowa: „Ciało, twojego dziecka dane jest tylko na chwilę, ale dusza na wieczność. I choć twój syn ma niesprawne, chore ciało, to jego dusza jest zdrowa i o nią trzeba się zatroszczyć”. Dusza dana jest nam na wieczność. I o nią tu chodzi. Śmierć, jej świadomość, ma nam pomóc przygotować się na tamten świat, na życie wieczne. „Memento mori” – „Pamiętaj o śmierci” to łacińska sentencja przywoływana w zakonie kamedułów. Przywoływana po to, aby życie doczesne, nie wzięło góry nad wiecznym. Wielu mnichów w średniowieczu każdego dnia zasypiało i budziło się w trumnach. Życie z perspektywy trumny z pewnością wyglądało inaczej. Nie było w nim miejsca na bylejakość, na miałkość, kłótnie, pustą złość, frustrację, za którą nic nie idzie, obmowy czy bezpodstawne oskarżenia. Współczesny człowiek ucieka od myśli o sprawach ostatecznych. Ale to nie ma sensu. Nie ma sensu uciekać od śmierci. Ona i tak przyjdzie. „O śmierci, gdzie jesteś o śmierci? Gdzie jest moja śmierć? Gdzie jest jej zwycięstwo?” – śpiewamy w czasie Wielkanocy. „Gdzie jesteś o śmierci?…”. Odpowiedź znajdujemy w dalszych słowach pieśni. A nade wszystko w refrenie: „Zmartwychwstał Pan, Zmartwychwstał Pan, Zmartwychwstał Pan… Jeśli z Nim umieramy, z Nim też żyć będziemy, z Nim śpiewać będziemy… Alleluja, Alleluja”. Śmierć rodzi życie. Śmierć Chrystusa znalazła nowe życie i daje nam nadzieję, że i my je otrzymamy. Kto kocha Chrystusa, ten czeka na śmierć. Ten oczekuje spotkania z Nim, a przedsmak tego spotkania, ba! zjednoczenia z Nim, ma już tu na ziemi, w sakramentach, zwłaszcza w sakramencie Pokuty i Eucharystii. Panie, naucz nas śmierci – chciałoby się rzec za apostołami. Tę naukę odnajdujemy krocząc drogą krzyżową i rozważając dwunastą stację – Pan Jezus na krzyżu umiera. Przy tej stacji człowiek uczy się najtrudniejszego i najbardziej dostojnego momentu życia. Uczy się śmierci. „Nie ma szkół, ani uniwersytetów, w których uczą umierania. Uczyli umierania niektórzy mędrcy” – pisał przed laty biskup Wacław Świerzawski. „Chrystus podniósł akt śmierci do jedynej w swoim rodzaju godności, ponieważ był Bogiem i Człowiekiem. I przesunął moment śmierci dla nas wszystkich z ostatnich chwil życia do momentu chrztu. Dał wszystkim, którzy w Niego uwierzą, łaskę śmierci wtedy, kiedy zanurzeni w wodę i owiani Duchem Zmartwychwstałego, zaczynają nowe życie. Kto jest konsekwentny w tej pierwszej śmierci, dla tego śmierć na końcu życia jest największym szczęściem. Jest zdarciem bielma z oczu i zobaczeniem Oczekiwanego” (W. Świerzawski, „Odgadnąć krzyż”, s. 112). Przy dwunastej stacji drogi krzyżowej, uczy się człowiek największej mądrości ludzkiej. Tutaj otrzymuje pokój i radość – pomimo świadomości, że życie jego zdąża nieubłaganie do końca. Ale warunek jest jeden: żeby nigdy nie dać się odłączyć od Chrystusa. I karmić się Jego Ciałem, w którym jest „zmartwychwstanie i życie” (J 11, 25a; por. 6,51). „Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (J 11, 25b). Wierzę w to, Panie, i mam nadzieję, że umierając, żyć będę z Tobą. Agata Łucja Bazak

Dlaczego Bóg zabiera tak młodych ludzi :( Przed chwilą się dowiedziałam, że mój kolega z gimnazjum (daleki sąsiad w dodatku) kąpał się i utopił się w zalewie Mój wiek - 19 lat 2 lata temu straciłam Siostrę w wypadku - 11 lat Kolejny przykład Dwa tygodnie temu mój kolega przesadził z prochami odszedł, mając 21
Gość 09:06 Co właściwie katolikom przeszkadza w tym, że każdy żyje jak chce? Czy to nawracanie innych nie jest fałszywe, takie na pokaz? Jaką krzywdę komuś robi to że ktoś żyje bez ślubu czy jest homoseksualistą? Przecież wewnętrznie większości ludzi obchodzą ich sprawy prywatne a nie sąsiada. Czy naprawdę nie możemy dać żyć innym jak chcą jeśli ci nie mają ochoty na życie jak my? Przecież nie uwierzę w to, że nagle jakaś kobieta spod sklepu z miłości będzie interesować się życiem obcej osoby. Najważniejsze jest raczej dla niej czy dla mnie życie osób nam najbliższych, to jest zgodne z ludzką naturą. Naprawdę denerwuje mnie taka fałszywość i udawanie troski, gdzie chodzi głównie o udowodnienie światu że inni nam przeszkadzają chociaż nie wchodzą nam w drogę. Jaką krzywdę zrobi mi to, że ktoś żyje inaczej? Np koleżanka z pracy czy kuzyn? Co mnie to obchodzi? Każdy człowiek musi dojrzeć do jakiejś wybranej drogi, Bóg go wtedy zawróci lub nie. Dopóki natura ludzka jest jaka jest, nawracanie innych jest na pokaz. Myślę, że jest w Twoim rozumowaniu pewne błędne założenie. Zakładasz, że Kościół chce całemu światu narzucać moralność Ewangelii. A to nie tak. Wyjaśniam. Kościół zna Ewangelię. I swoim wiernym przypomina o zasadach życia chrześcijańskiego. Wynikających z przykazań, z nauczania Jezusa. Można oczywiście inaczej, ale czy jest się wtedy chrześcijaninem, czyli uczniem Chrystusa? To powód, dla którego Kościół przypomina to nauczanie: przypomina chrześcijanom jak mają żyć. Tam, gdzie w grę nie wchodzi dobro osób trzecich, nie domaga się tego jednak od niewierzących. Ot, Kościół przypomina o uczestnictwie w niedzielnej Mszy. Wiadomo, ze p. buddystów czy ateistów to nie dotyczy, prawda? Albo o potrzebie zawarcia sakramentu małżeństwa. Postawa muzułmanów czy ateistów w ogóle go w tej sprawie nie interesuje. I tak nie mogliby otrzymać sakramentu w Kościele, prawda? Poucza wierzących. A skoro ktoś uważa się za wierzącego, za członka Kościoła, to tenże Kościół ma do tego prawo. Bywa jednak, że Kościół przypomina pewne normy moralne wszystkim, bo ich nieprzestrzeganie krzywdzi osoby trzecie. Ot mocno piętnuje wojnę, podobnie niesprawiedliwość społeczną. Rozwody? Jeśli piętnuje rozwody, to głównie wśród wierzących. W innych wypadkach wskazuje jedynie na krzywdę, jaką jest rozwód dla dzieci... Podobnie jest z cudzołóstwem. Kościół nie mówi muzułmanom, że nie wolno im mieć czterech żon ani mormonom, że nie mogą ich mieć więcej. Poucza chrześcijan, katolików. Wie, ze nad innymi ie ma władzy. A jeśli i innym wskazuje w tym względzie na jakieś zło, to przecież to zło oczywiste, jakim jest krzywda wyrządzona osobie zdradzanej... Homoseksualizm... Kościół wie o jego istnieniu od początku swojego istnienia. I piętnował takie praktyki go jako grzech. Ale wśród swoich członków. Nie miał władzy, by zakazywać tego innym. Jeśli idziś mocno zabiera głos w tej dyskusji, to z dwóch powodów: po pierwsze, lobby homoseksualne chciałoby, by zmienił swoje nauczanie. I atakuje Kościół za to, ze takie współżycie uważa za grzeszne. No to Kościół się broni. Po drugie, Kościół broni też osoby trzecie przed krzywdą. Wiadomo, pary homoseksualne coraz głośniej domagają się dla siebie prawa do adopcji. A to już zabieranie prawa tym, którzy sami nie mogą zdecydować, z kim chcą być, bo ich nikt nie słucha... Podobnie jest z aborcją. To zabijanie nienarodzonych, których głosu nie chce się słyszeć. Dlatego Kościół woła w ich imieniu. Podsumowując. Po pierwsze, swoje wymagania moralne Kościół kieruje zasadniczo do wierzących. Po drugie, jeśi kieruje do wszystkich to wtedy, gdy uważa, że ta konkretna niemoralność godzi w osoby, które same nie mogą się bronić... Co do sumienia.... Pamiętasz choćby najprostszą jego definicję? To zdolność odróżniania dobra od zła. Tak, człowiek ma kierować się sumieniem, to prawda. Zadaniem sumienia nie jest jednak stanowienie normy moralnej, ale jej odkrywanie. Bo norma moralna to coś zewnętrznego w stosunku do sumienia...Niewierzący odkrywają je w podstawowych zasadach. Np. nie czyń drugiemu co tobie niemiłe, cel nie uświęca środków itd. Wierzący także w przykazaniach, w nauczaniu Jezusa... J.
Noe – twórca Arki, która uratowała ludzkość. Noe to postać biblijna, która pojawia się na początku Starego Testamentu, a dokładnie w Księdze Rodzaju. Jego imię tłumaczone z języka
ataanvarne 28 czerwca 2012, 22:33 Wierzę w Boga, ufam Mu, modlę się, jestem chrześcijanką. Ale pojąć nie mogę...Dlaczego Bóg zabiera tak młodych ludzi :( Przed chwilą się dowiedziałam, że mój kolega z gimnazjum (daleki sąsiad w dodatku) kąpał się i utopił się w zalewie... Mój wiek - 19 lat...2 lata temu straciłam Siostrę w wypadku - 11 lat...Kolejny przykład... Dwa tygodnie temu mój kolega przesadził z prochami... odszedł, mając 21 lat...Kilka lat temu 20-kilku letniego mieszkańca mojej wsi wciągnęła maszyna do robienia wiązek ze słomy... Zmasakrowała do żywcem... osierocił żonę i córeczkę...Kiedyś Ksiądz na spowiedzi powiedział mi,że to maksymalny czas, jaki Bóg przeznaczył ludziom do życia na ziemi... Takie maksimum z życia z bliskimi. Ale nadal nie mogę tego pojąć :( Jestem w szoku, smutna, przygnębiona... I nie potrafię znaleźć tej odpowiedzi...Przepraszam...musiałam się wyżalić... Edytowany przez 7b46edcd0134b726a0cb3803646d77ed 28 czerwca 2012, 22:57 Dołączył: 2009-07-29 Miasto: The End Of The World Liczba postów: 4421 28 czerwca 2012, 22:37 Nikt nie rozumie takich rzeczy. Świat jest po prostu cholernie porypany. Salemka 28 czerwca 2012, 22:38 Osoby wierzące muszą wierzyć, że Bóg ma dla tych osób lepszy plan w jako niewierząca traktuję to jako nieszczęśliwe zrządzenie losu i tyle... Dołączył: 2012-06-18 Miasto: Poznań Liczba postów: 710 28 czerwca 2012, 22:38 też nie mogę tego pojąć, ale u mnie jest to na innym etapie, moja koleżanka jest ciężko chora i chyba sobie z tym nie do śmierci, to osoba z mojej rodziny popełniła samobójstwo, tyle pytań bez odpowiedzi... Victorious 28 czerwca 2012, 22:39 życie; część umiera z własnej głupoty(narkotyki, zbyt szybka jazda na motorze) część z winy przypadku. tak było, jest i będzie. dzięki temu widać jak mało znaczymy i jak mało wciąż wiemy i osiągnęliśmy. Alutka123 Dołączył: 2008-06-05 Miasto: Olsztyn Liczba postów: 52 28 czerwca 2012, 22:41 Też niedawno zadawałam sobie takie pytanie i doszłam do wniosku że chyba tak musiał być, takie było najlepsze wyjście, Nigdy nie wiemy co nas lub innych czeka i innych czeka i jaki ma Bóg plan. Nie jestem osobą bardzo praktykującą ale w takich przypadkach tylko taką odpowiedz mogłam wymyśleć. nosiema 28 czerwca 2012, 22:42 Nikt nam nie powiedział, kiedy mamy się pożegnać,i ile mamy czekać aby znowu się pojednać,ramię w ramię nawzajem siebie wspierać,rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać :) Dołączył: 2012-06-18 Miasto: Poznań Liczba postów: 710 28 czerwca 2012, 22:43 Ja też kiedyś wynosiłam takie wnioski, tak musi być, ale gdy niesprawiedliwość dotyka bliskie ci osoby to nie ma już takich tłumaczeń. A co do Boga, to coraz bardziej sobie zdaję sprawę z tego, ze o nim zapominam i chyba w ogóle w niego nie wierzę Dołączył: 2011-08-21 Miasto: Łódź Liczba postów: 3361 28 czerwca 2012, 22:50 Też miałam wiele takich przykładów. Też tego nie rozumiem. Chyba nigdy do końca nie będzie mi dane tego pojąć. Dołączył: 2009-06-28 Miasto: Poznań Liczba postów: 1065 28 czerwca 2012, 22:53 Nikt nam nie powiedział, kiedy mamy się pożegnać,i ile mamy czekać aby znowu się pojednać,ramię w ramię nawzajem siebie wspierać,rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać :)uwielbiam tą piosenkę. a co do tematu myślę, że nigdy tego nie zrozumiemy, ani nigdy tak do końca się nie pogodzimy, najwyraźniej tak miało być..
Odkryj ostateczny powód stworzenia kobiety przez Boga w artykule „Dlaczego Bóg stworzył kobietę? Odsłanianie Boskiego celu”. Zagłębiamy się w relację biblijną i badamy wyjątkowe cechy i mocne strony kobiet, aby wypełnić swój boski cel. Cześć, jest całkowicie usprawiedliwione, że niektórzy z was nie wierzą w Boga. Nie wierzyłam wtedy w Boga i jeśli mam być szczera, nigdy bym w Niego nie uwierzyła, gdyby nie dał mi znaku. Wiem, że uważasz to za idiotyczne, ja bym na Twoim miejscu też pomyślał, co mówi ten idiotyczny ezoteryczny... Pokazał mi się, ale nie chcę o tym pisać, moim głównym celem jest to Pytanie brzmi, dlaczego Bóg zabiera mi wszystko, co kocham, to znaczy odebrał wszystkie moje wielkie miłości. Wybacz mi, jeśli znajdziesz jakieś błędy ortograficzne lub cokolwiek innego, w tej chwili widzę trochę niewyraźne z powodu łez. Naprawdę myślę, że taki jest mój los, albo Bóg chce, żebym naprawdę znalazł WŁAŚCIWEGO, albo że nie dostaję miłości. Jaki jest powód tego wszystkiego!? Zawsze staram się być przyjacielski, lubię przekazywać małe kieszonkowe moim przyjaciołom, ale także bardzo przypadkowym osobom. Kocham życie, nawet staram się wyświadczyć ludziom przysługę... W rzeczywistości często ważniejsza jest dla mnie druga osoba niż ja sam, czy to zwykły przyjaciel. Mam 16 lat! Dlaczego czułem tyle bólu w moich miłosnych doświadczeniach!? Miałem już cztery doświadczenia miłosne w Internecie i IRL, ale byliśmy zbyt nieśmiali, żeby się spotkać lub porozmawiać, więc zawsze rozmawialiśmy, ale teraz to tylko nieistotne informacje ... Byłem zraniony zbyt często, obiecuję, że złamany przez mojego "partnera" i niszczyli mnie, raz za razem. Mam teraz kamień w brzuchu i po prostu źle się czuję, czasami naprawdę żałuję, że nie mogę już dłużej czuć miłości ... Chcę wreszcie uciec od tego bólu, zawsze mówi mi się to samo, zawsze powinienem czekać, ale to nie działa, to nadal boli! To życie jest takie złe. Czuję, że nigdy nie będę szczęśliwy. Jestem postacią drugoplanową, osobą, która patrzy na uśmiechy innych ludzi z dołu, jestem osobą, która nigdy tak naprawdę nie istniała dla innych ludzi, po prostu nieistotna w końcu. Jestem głupcem, zwłaszcza jeśli chodzi o miłość, prawdopodobnie po prostu na to nie zasługuję, nawet jeśli nie znam powodu. Masz na myśli, że myślę pesymistycznie!? W moim przypadku myślę bardziej realistycznie... Udowodnij mi coś przeciwnego, czy uważasz, że nie byłoby moim losem rozpaczać w miłości? Naprawdę nie wiem, co dalej robić, przepraszam, wybacz mi moje bredzenie, prawdopodobnie robię z tego farsę. Chcę znów być szczęśliwy, cholera, chcę poczuć euforię! odpowiedziOdpowiedź od: Tragosso 23:16 Ludzie nie odbierają ci Boga, ale okoliczności, a czasem także jest bardziej realistyczne niż popadanie w ten pomieszany smutek. Zastanów się, dlaczego ktoś zrywa kontakt. Większość ludzi ma powody do swoich działań, które nie zawsze muszą być słuszne w twoich oczach, w oczach innych może być. Masz 16 lat, a nie 60. Masz jeszcze dużo do są częścią życia. Jeśli kochasz życie, zawsze są złe rzeczy, których nie możesz wykluczyć. Zawsze spotykasz w życiu ludzi, którzy nie robią ci dobrze, to jest zupełnie normalne, zwłaszcza gdy jesteś młody i jeszcze nie radzisz sobie zbyt dobrze z takimi od: RevatiKKS 10:14 Jeśli naprawdę ufasz Bogu, nie musisz się już o nic martwić. Ponieważ cokolwiek ci się przydarzy, w taki czy inny sposób okaże się dla ciebie dobre. Oczywiście nie mogę ci powiedzieć, dlaczego zmusza cię do przejścia przez trudny okres. Przyczyn może być wiele. Karma może być przyczyną. Oznacza to, że w poprzednim życiu mogłeś traktować innych w ten sam sposób i teraz możesz doświadczyć tego, jak to jest. Nie ma potrzeby rozpaczać. Ponieważ ta karma się skończyła i mam nadzieję, że się z niej nauczyłeś, traktuj innych ludzi ostrożniej. Więc jeśli to tylko karma, to nie musisz się martwić, ponieważ ta karma się skończyła. Tylko jeśli nie zaakceptujesz swojej karmy lub nie rozwiniesz negatywnych oczekiwań, będziesz przyciągał podobne sytuacje w przyszłości. Innym powodem może być to, że Bóg uratował cię od znacznie większego zła. Kto wie, jak potoczy się związek? Nie jesteś ślepy, rozejrzyj się po świecie. Jak wiele związków, małżeństwa zawodzą. Jest to nie mniej bolesne, jeśli związek istnieje od jakiegoś czasu, może nawet lat - wręcz przeciwnie! Jeszcze jedna możliwość: jest ktoś, z kim możesz pozostawać w szczęśliwym związku do końca życia, ale z jakiegoś powodu nie spotkałeś tej osoby. Jesteś wciąż młody, większość ludzi nie angażuje się w partnera tak wcześnie. Masz wszelkie powody do optymizmu, że nadal spotkasz „ONA”. A skoro wierzysz w Boga, oto najlepsza opcja: Bóg traktuje twoje poszukiwania Go poważnie i trzyma z dala od ciebie wszystko, co mogłoby cię od tego odwieść. On faktycznie spełnia nasze życzenia, nawet jeśli są materialne i krótkowzroczne – możemy się od nich uczyć. Ale jeśli zwrócimy się do Niego poważnie, to On lekceważy to, czego w tej chwili chcemy i daje nam to, co zbliża nas do Niego i nic, co mogłoby nam przeszkodzić w drodze powrotnej do Niego. Nie oznacza to, że musisz być samotny i samotny do końca życia. Ale Bóg może nie spełnić twoich życzeń w kolejności, w jakiej chcesz, ale w sposób, który jest dla ciebie najlepszy na dłuższą metę. Zaangażowany związek może nie być w Bożym planie dla ciebie w tej chwili. Może to być również pewnego rodzaju sprawdzian, z którego możesz nauczyć się cierpliwości i tego, jak bardzo Mu ufasz. Ale jedno jest pewne: kiedy życie wariuje i dzieją się rzeczy, których trudno sobie wyobrazić, wtedy Bóg ma swoje ręce w grze. Albo bezpośrednio, albo pośrednio poprzez naszą karmę, która również raz za razem sprowadza nas z powrotem do sedna faktów dzięki prawom, które od: Cesarz Wilhelm 23:09 Racjonalne myślenie, to wszystko. Przeanalizuj sytuacje, a tym samym zdystansuj się emocjonalnie od nich. Zrób to z punktu widzenia patrzącego, drugiego zaangażowanego lub swojej przyszłej jaźni. Jeśli opanowałeś regionalne myślenie, możesz to zrobić (w moim przypadku 16 lat opowieści o emocjonalnym bólu, depresjach i tęsknocie), zajęło to dobre 4 miesiące. To dużo, ale było warto. Żałowałem, wciąż tęskniłem za tym, co się stało i co się stało, ale coraz bardziej mogłem myśleć dalej. Kolejne kroki są indywidualne… w zależności od od: triunitas3w1 21:53 Wypuść z tego Boga...W tym przypadku masz go w ręku:Skoncentruj się na PRAWDZIWYM życiu, na relacjach face2face! Twoje ciało po prostu chce bezpośredniego, a na pewno także seksualnego kontaktu. To normalne w tym wieku. Jeśli tak się nie stanie, to frustracja jest wielka, jeśli nic się nie dzieje, a tęsknota za „prawdziwą” miłością niezmiernie wzrasta…Znam takie internetowe „relacje” WischiWaschi. Nie wychodzi z tego nic mądrego lub bardzo rzadko. Przynajmniej byłem w podróży od lat i były tylko rozczarowania...Dlatego zwracaj większą uwagę na swoje najbliższe otoczenie, na swoje prawdziwe kontakty! Zawsze zaczyna się od pierwszej chwili, miej oczy otwarte… koniec z internetem! Dużo od: Jeetaaa 23:50 z 16 bliskimi, co jest zdecydowanie możliwe. Zresztą nie sądzę, że Bóg chce, abyś zrobił coś złego, myślę, że chce ci pomóc, abyś mógł ponownie odnaleźć siebie. dobrzy ludzie, którzy dużo pomagają, pokazują wszystkim co jest dobre, zawsze przynoszą radość.. zapomnij o sobie. Myślę, że zapomniałeś zrobić sobie dobrze, bardzo wierzę w Boga i On chce tylko tego, co najlepsze dla swojego ludu. Nie chce, żebyś się zatracił, dlatego zabiera cię od innych. Bądź szczęśliwy z tego, co masz, bądź zadowolony z siebie, daj sobie poczucie celu i uwierz mi, kiedy znów będziesz mógł śmiać się z głębi serca, wszystkie inne rzeczy przyjdą same! napisz mi z kim chcesz porozmawiać więcej! podobne pytaniaDlaczego ludzie wierzą w Boga, a niektórzy nie? Cześć, Wierzę w szczęście, bo wskazuje na to wiele i osobiście przekonałem się. Nie wiem, czy szczęście jest po mojej stronie, osobiście tak nie uważam, ale teraz nie jestem tego w 100% świadomy. Wierzę też w karmę i jest wielu złych ludzi i wiele rzeczy, których nie rozumiemy i nigdy nie zrozumiemy właściwie, możemy wierzyć tylko w niektóre rzeczy. Chodzi mi o to, że może nie powinieneś brać tego życia tak poważnie i po prostu nim żyć, ponieważ nie masz świadomości, jaki raj czeka na tych, którzy czego dana osoba nie potrafi wyjaśnić, jest zwykle określane jako „nieistniejące” i myślę, że to duży błąd. Myślę, że Bóg celowo zaplanował to wszystko w taki sposób, aby chciał sprawdzić, kto w Niego uwierzy. Bóg jest doskonały, podobnie jak jego czyny, jest doskonały. Uważam, że uśpione sekrety wyłaniają się dla tych, którzy na to pozwalają i wierzą w to, przynajmniej tak było dla mnie. Wielu powiedziałoby teraz, że to nonsens i po prostu efekt placebo czy coś takiego, ale może to jest dokładnie to, co Bóg zamierzał, to jest wyzwanie życia. Składa się z twierdzeń i perspektyw wiary. Chodzi mi o to, że ateiści nawet wierzą, że Bóg nie istnieje, ale nigdy nie będą wiedzieć w 100%. Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że Bóg istnieje i wielu się z tym nie zgadza, to dobrze, teraz niewiele można zmienić. Chodzi mi o to, że po prostu życie, ludzie, te formy ciał, tyle żywych istot i tyle pięknych rzeczy na świecie, to wszystko wydarzyło się samo z siebie według ciebie!? Idee, życzenia, marzenia, miłość, intuicja, mistycyzm... i wiele więcej, niemniej jednak wielu uważa, że ​​Bóg nie istnieje!? Dlaczego wielu myśli, że miłość istnieje tylko po to, aby zapobiec wyginięciu gatunku!? Człowiek jest obrazem Boga, oczywiście owady czy zwierzęta nie przypominają człowieka, mimo to są wspaniałymi istotami, ale chodzi mi o to, że miłość jest dla ludzi czymś więcej niż zapobieganiem wyginięciu. To był kolejny wspaniały pomysł od Boga, aby zmylić „głęboko” myślących ludzi, aby uwierzyli, że jeśli zwierzęta to robią, to łączą się w pary tylko po to, by zapobiec wyginięciu, a ludzie mogą być tacy sami. Zastanów się głębiej, dlaczego są homoseksualiści, skoro nie mogą się łączyć w pary, a mimo to się kochają? Nie, to nie jest choroba. Dla niektórych jest to paradoks, ale wszystko to jest zamierzone. W końcu możesz tylko wierzyć… Bóg nie rzuca kostką! Taka była teraz moja teza o Bogu. Jak ci się podoba moja praca dyplomowa? Jaka jest Twoja opinia? PS Mam 16 lat i to było moje ostatnie pytanie o losu karmy? Witam, powiem krótko. są ludzie, którzy wierzą w karmę i są ludzie, którzy wierzą w los. Interesują mnie osoby, które wierzą w jedno i drugie? Jak mam sobie to wyobrazić, jeśli los Ci podpowiedział lub pochwalił Twoją drogę i nie wiesz, co zrobić w trudnej sytuacji, np. (znajdujesz 1 milion na podłodze)? Karma: Wolisz go oddać, wtedy przydadzą ci się dobre rzeczy. Los: Powinieneś to 1 mln. znaleźć i zapewnić ci dobre życie. Oczywiście są minusy, takie jak Z karmą nie oddajesz jej, jeśli stanie ci się coś złego. Lub z losem powinieneś mieć 1 milion. Oddawanie, ponieważ to twoje przeznaczenie. Moje pytanie brzmi, czy ludzie wierzą w wyższą moc (Boga (Budda)), czy też jest to paradoks, który ludzie wprowadzili w świat, aby lepiej radzić sobie z problemami? Ps Wierzę w Boga, ale nie w los czy karmę, tylko w to, że Bóg pozwala nam iść własną koncepcje New Age nie pasują do wiary chrześcijańskiej? Po długim czasie ponownie spotkałem starą przyjaciółkę, która po wielu latach zajmowania się tematami duchowymi i ezoterycznymi jest całkowicie znana ze strony chrześcijańskiej. Ponieważ obecnie czytam książkę Rozmowy z Bogiem autorstwa Walsch i ja uznaliśmy tę książkę za bardzo interesującą, potem powiedziała mi, że niemożliwe jest bycie Bogiem przemawiającym do nas, ludzi, w taki sposób. Książka z grubsza wymienia tylko kilka przykładów: - "Nie ma dobra i zła" - "Sami jesteśmy Bogiem, quasi twórcami sami i tworzymy własną rzeczywistość" - "Każdy może rozmawiać z Bogiem, nie potrzebujesz" mediatora "jak Papież" - "Jest życie przed urodzeniem i po śmierci, jest reinkarnacja, nie ma czegoś takiego jak piekło i śmierć, sami to tworzymy" - „Bóg jest wszystkim, co jest i czego nie ma, nie ma niczego, co nie jest Bogiem” - "Bóg chce poznać siebie przez nas ludzi, dlatego istnieje biegunowość dobra i zła, dobra i zła. Aby" poznać "dobre, musi istnieć "zło", ale to tylko złudzenie. - „Możesz robić, co chcesz. Nie ma kar, ale obie konsekwencje” - „Wiele dróg prowadzi do Rzymu” Mój przyjaciel powiedział, że to Szatan chce, abyśmy wierzyli, że możemy wszystko stworzyć sami i sami walczyć, że wierzymy, że jesteśmy Bogiem jest megalomanem, ale tak nie jest, bo TYLKO przez Jezusa Chrystusa możemy iść do Boga dostać tam i nie ma innej drogi. Jeśli zapytasz drogiego anioła stróża, w zasadzie nie wiesz, kto jest na drugiej „linii” i odpowiada na twoje modlitwy. Pójście TYLKO z samym Jezusem ratuje moją duszę od potępienia. Jedyna zależność od Jezusa jest dobra, wszystko inne nie jest. Ale uderza mnie to, że wszyscy chrześcijanie, których do tej pory spotkałem, są całkowicie przemienieni na lepsze. Moja dziewczyna wygląda jak noworodek, totalnie szczęśliwa i pełna sił, pełna życia. Myślę, że chciałbym pokroić kawałek i myślę, że to naprawdę świetne. Ale nie ma też innych tematów niż Jezus Chrystus, ponieważ oddałeś całe swoje życie Jezusowi Chrystusowi. Ale również uważam, że książka Rozmowy z Bogiem jest świetna i nie znalazłem w niej nic szatańskiego, ale niestety książka nie jest mile widziana przez społeczność chrześcijańską, ponieważ jest to temat New Age, w którym diabeł ma swoją pracę. Dlaczego tak trudno połączyć te dwa tematy. Zasadniczo oboje chcą tego samego. Że znajdziemy ponownie do Boga !!! Że żyjemy w miłości i dzielimy się tą miłością z innymi ludźmi i nie mogę się dogadać z ludźmi? Cześć, Mam 16 lat i jest coś, co bardzo mnie obciąża. Nie dogaduję się z ludźmi, czuję się przy nich nieswojo i to boli, dość żałosne co..!? Zawsze patrzę na ludzi z daleka, nie mam nic innego do roboty, jak tylko leżeć smutno w domu i płakać nad tym, jaka jestem samotna. Czuję się jak przypadkowy obserwator, a wszyscy inni mają rolę... Jestem też bardzo zamknięty w sobie, co też mnie denerwuje. Nie radzę sobie z przejeżdżającymi samochodami podczas biegu, nawet zawsze wracam do domu leśną ścieżką, bo nie chcę, żeby na mnie patrzyły. Innym dobrym przykładem mogą być przerwy w mojej szkole. Otacza mnie tyle ludzi, jakby wszyscy na mnie patrzyli... Tak bardzo tego nienawidzę! Przez długi czas nie mogę nawet spojrzeć komuś w oczy. Moi przyjaciele już myślą, że jestem dziwna. Ale oni nie wiedzą dokładnie, jak się czuję, jak się czuję, jak myślę. Mam też kilku przyjaciół, teraz nic specjalnego. Nigdy też nie mam ochoty rozmawiać z ludźmi ani nie zwracać się do dziewczyny... Nigdy nie podeszła do mnie dziewczyna, którą uważam za interesującą lub do której napisałem. Nie ma dla mnie nadziei, po prostu jestem realistą. Zawsze uświadamiam sobie, że kiedyś będę szczęśliwa, ale nie, zawsze taka jestem. Dziewczyny niczego ode mnie nie chcą, nikt mnie nie pyta, czy chcę coś z nimi zrobić, nic i nikt..! Czy naprawdę jestem takim frajerem!? Jestem dobrym człowiekiem, coraz bardziej zaczynam nienawidzić tej rasy ludzkiej, zwłaszcza młodzieży. Wygląda na to, że moim przeznaczeniem jest być samotnym... Ten świat jest taki zimny. Tęsknię za przyjaźnią i szczęściem, za zadowoleniem i bezpieczeństwem, za miłością. Dziękuję za uwagę...! PS Wybacz, jeśli nie ma paragrafów, po prostu pisz na moim telefonie komórkowym i jakoś paragrafy nigdy nie trafiają tutaj, przynajmniej nie są mi Czy istnieje grzech, którego Bóg (Jezus) nie wybacza? Przez śmierć Jezusa na krzyżu wszyscy, którzy w Niego wierzą są „usprawiedliwieni” – Czy istnieje grzech, który nie jest odpuszczony?Czy ludzie, którzy wierzą w boga, są szczęśliwsi niż ci, którzy nie wierzą? Chciałbym to wiedzieć! czy wiara jest drogą do szczęścia? nie wierzyć, aby nie być szczęśliwym? Ateiści mówią, że tylko samotni i smutni ludzie wierzą w Boga, dlaczego światowe gwiazdy wierzą w Boga, który ma wszystko? Czy Bóg nie dociera do serc KAŻDEGO? Co myślisz o Bogu lub w co wierzysz? Byłbym bardzo zainteresowany tym, co inni ludzie wierzą o Bogu. Czy wierzysz w Boga, los, karmę itp. Czy naprawdę istnieje, czy jest to tylko coś, co daje ludziom pewne bezpieczeństwo. A co myślisz o życiu pozagrobowym?Wierzysz w Boga bez religii? Jak nazywasz ludzi, którzy wierzą w Boga, ale nie w żadną religię?Jak Bóg mi wybacza? (grzech, uwierz) Witaj kochana społeczność. Zastanawiam się, jak lub czy Bóg przebaczy moje grzechy. Właściwie to nie było nic złego (obraźliwe itp.). Czuję, że Bóg mnie za to nienawidzi. Odkąd „grzeszyłem”, miałem wrażenie, że prześladował mnie pech (kiedy ostatnio miałem szczęście). Jak Bóg mi wybaczy itp. Lg NeiaaCzy są lub zawsze byli ludzie, którzy nie chcą, aby Bóg istniał? Religia daje nadzieję. Często jest to argument ludzi, którzy nie wierzą w Boga. Co utrzymuje ludzi przy życiu, jeśli nie wierzą w Boga? Wiele osób, które są ci bliskie, umiera. Czy źli ludzie są źli? Jeśli źli ludzie są szczęśliwi, czy powinni być źli? Czy nie byłby to dowód na istnienie Boga lub różnych religii, które powstały? Dlaczego nie ma jednej prawdziwej religii?Czy Bóg przebacza dzieciom? Witam, czytam gdzieś, że Bóg przebacza wszystkim dzieciom. Tak więc np. Jako dziecko ukradłeś lub zrobiłeś coś gorszego lub gorzej, a kiedy jesteś dorosły i nie robisz nic złego, wybacza ludziom. Ponieważ dzieci podobno nie wiedzą, co robią. Czy to prawdziwy Bóg, ludzie wybaczają dzieciństwo?Czy jako prawosławny chrześcijanin możesz / możesz wierzyć w los? Bóg dał nam wolną wolę, ale czy w chrześcijaństwie też jest los, czyli czy Bóg ma w tym rękę? Z góry dziękuję. PS: Proszę tylko o konkretne odpowiedzi na moje pytanie, a nie o to, czy w ogóle istnieje Bóg, czy nie. ;)Wiara i bóg? Co mogą zyskać ludzie, którzy wierzą w boga, w porównaniu z ludźmi, którzy w boga nie wierzą? Co mogą stracić ludzie, którzy wierzą w boga? mi0UT.